To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Ślady w duszy

Ślady w duszy

Wspomnienie o Marii Poczynek-Nikołajew (1921-1957)
Mia Farrow w autobiograficznej powieści napisała: „Mierzymy siebie tym, czego nie można nam odebrać”. Z całą pewnością nie można pozbawić nas wspomnień. Ten cykl daje szansę na ich ocalenie. Nie bierzemy się znikąd. Im dłużej żyję, tym dobitniej to sobie uświadamiam i tym więcej mam wdzięczności dla losu (a przede wszystkim Bożej Opatrzności) za wszystkich skromnych, zapomnianych, a niezwykłych ludzi, którzy zostawili dobre ślady w mojej duszy.

Oczywiście psycholog zdefiniowałby to inaczej, ale ja używam takiego skrótu myślowego, przywołując pamięć nieżyjącej od lat nauczycielki Marii Poczynek - Nikołajew. Pochodziła ze Stojanowa, pow. Radziechów, woj. Tarnopolskie. To na Podolu poznali się Jej Rodzice: szesnastoletnia Genowefa ze znanej szlacheckiej rodziny Lubczyńskich i Józef, tamtejszy niezwykle przystojny organista, który właśnie przyjechał z Wiednia, gdzie zdobył swój zawód i wykonywał go przez kilka lat. Ten mezalians zrodzony z wielkiej miłości zaowocował przyjściem na świat kilkunaściorga dzieci, z których pełnoletności dożyło dwanaścioro synów i córek, a Maria była jedną z nich.

Jeszcze przed wojną dwie Poczynkówny zdążyły skończyć seminaria nauczycielskie: Jadwiga w Kołomyi, Maria we Lwowie. Niestety, pracy dla niej, jak dla wielu innych absolwentów szkół nauczycielskich, nie było. Podjęła ją z wielkim powołaniem i pasją dopiero po repatriacji do Polski, w ówczesnej Kępnicy w gminie Kamienica, które z czasem przemianowano na Małą i Starą Kamienicę. Jadwiga zaczęła nauczać w Kromnowie. W pierwszej z tych wsi był budynek szkolny z małym holem, gdzie lśniły rzędy umywalek, z izbą lekcyjną, magazynkiem na pomoce naukowe oraz mieszkaniem dla nauczyciela. W magazynku były mapy, zbiory minerałów oraz inne przedmioty i urządzenia przydatne do procesu nauczania. Dzieci o znacznej rozpiętości wieku znalazły się najpierw w klasie łączonej: II i III oraz w IV, a potem doszła jeszcze kl. I.

Maria miała niezwykłe podejście do dzieci, które Ją po prostu kochały. Zwracała się do każdego, serdecznie zdrabniając imiona. Jej ciepły głos fascynował i przykuwał uwagę. Nie było żadnych problemów z dyscypliną mimo różnicy wieku dziewcząt i chłopców. Zorganizowała szkolny sklepik i samorząd uczniowski. Bardzo szybko założyła zespół taneczny i chórek. Grupy te okazały się bardzo przydatne na uroczystościach szkolnych, które każdorazowo stawały się świętem scalającym całą wiejską społeczność złożoną z rodzin, które przyjechały z centrali i zza Buga, jak również tych, których pierwsze miesiące po ustaniu wojny zastały wracających z przymusowych robót. Ci byli pierwszymi mieszkańcami wsi.

Na szkolnych uroczystościach występowali też mali soliści i aktorzy, którym Pani powierzała rozmaite rólki, nieomylnie odkrywając drzemiące w dzieciach talenty. Niejednokrotnie zapraszała mieszkającą w Starej Kamienicy z rodzicami i rodzeństwem Halinę, dużo młodszą siostrę, trzy lata temu zmarłą, a obdarzoną pięknym sopranem i szczerym talentem aktorskim, zwłaszcza komicznym. Halina (po mężu Zaprucka) też została nauczycielką i po latach również uczyła w tej szkółce.

Nie kursowały wówczas autobusy, nie było firm usługowych, więc nasza nauczycielka organizowała piesze wycieczki do innych szkół w okolicy, gdzie poznawaliśmy rówieśników. Wędrowaliśmy na malownicze stoki Grzbietu Kamienickiego, zrywając kwiaty, pluskając się w kryształowo czystym potoku Kamienica i tropiąc zimą na śniegu ślady dzikich zwierząt. Kochała naturę i umiała dzieciom zaszczepić tę fascynację. Miała w sobie ekologicznego ducha, który i nam się udzielał w tym zapatrzeniu na piękno świata. Uwielbiała wsłuchiwać się w nasze opowieści, wyławiając charakterystyczne zwroty z różnych regionów, wierszyki, facecje, potrafiła wskazać ich wartość i tak mimochodem wyzwalała w nas filologiczne zainteresowania. Pobudzała ambicje w swoich wychowankach, zachęcając do udziału w zawodach. Nie mielismy dresów, szortów ani koszulek gimnastycznych, więc startowaliśmy na boisku lub na murawie w swoich codziennych ubraniach, zrzucając szkolne fartuszki. Dbała o nasze zdrowie. Choć dzieci mieszkały na wsi, wszystkie po powojennej niedoli były dotknięte awitaminozą. Po lekcjach na krześle przy pani stoliku zjawiała się wielka kana z tranem, a my podchodziliśmy kolejno z łyżką w garści, by połknąć najpaskudniejszy i najskuteczniejszy lek, czyli tran, który miał wzmocnić nasze organizmy. Czas pokazał, jakie były słabe. Z dzieci, które widać na fotografii z 1947 roku, połowa już nie żyje. Odeszli, ale bynajmniej nie przekroczywszy siedemdziesiątki, która, jak mówi Pismo Święte, „jest miarą lat człowieka”. Umierali najczęściej w przedziale wieku od 30 do 50 lat, podążając za swoją ukochaną nauczycielką. Ona bowiem zmarła, mając lat 36.

Nasza Pani osierociła dwoje kilkuletnich dzieci, Jasię i Bolka. Była żoną Bułgara Michała Nikołajewa, który rozkochał się w naszej Pani bez pamięci. Zdaje się, że potęga uczuć i żywość temperamentów była jakby cechą charakterystyczną tej rodziny, która przyciągała sobie podobnych. Niestety, nikt nie przewidywał, że niewinnie wyglądające podskórne guzy powyżej obojczyka zwiastują u naszej Nauczycielki nieuleczalną wówczas chorobę - ziarnicę złośliwą. Medycyna okazała się wówczas wobec tej postaci nowotwora bezsilna. Marię Poczynek-Nikołajewą na cmentarzu w Starej Kamienicy żegnało wielu ludzi z całej okolicy, szczerze opłakując. Naturalnie zjechała się też cała powiatowa oświata. Wdowiec wyjechał z dziećmi do Bułgarii. Sierotami zaopiekowała się bezdzietna żona Michała, lekarka z Sofii. Jak mi wiadomo, Jej osierocona bratanica też skończyła medycynę. Kiedyś wyjechała z nowymi rodzicami nad Morze Czarne. Dziewczynka bawiła się na plaży i że zdziwieniem uświadomiła sobie, ze jacyś studenci grający w piłkę na brzegu mówią w obcym języku, a ona rozumie, co mówią. Podbiegła zaintrygowana do rodziców, którzy Ją przysposobili, pytając, dlaczego ona wie, na jaki temat toczy się rozmowa. Wtedy powiedzieli jej prawdę, że Jej prawdziwa Mama została na zawsze w Polsce, a to są Jej rodacy. Kiedy dorosła, niejednokrotnie odwiedzała rodzinę ze strony Matki. O Jej grób ma się kto troszczyć. Ród Poczynków to liczny familijny klan. Brat Marii Poczynek z żoną Emilią mieszkają w Starej Kamienicy, której wójtem jest bratanek Marii, Wojciech. Liczne kuzynostwo pełni rozmaite funkcje w różnych dziedzinach życia w powiecie, województwie i kraju. My, uczniowie Marii, wspominamy Ją z niezmienną wdzięcznością i podziwem.

Nowiny Jeleniogórskie nr 7/09