To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Artysta z radością w oczach

Artysta z radością w oczach

Wspomnienie o Władysławie Sierce (1939 - 2001)
Gdyby żył, moglibyśmy otworzyć butelkę szampania, obdarować Władysława książką, jaką lubi, i zapytać, jak tam było u państwa baronostwa, a on z poczuciem humoru opowiedziałby o ostatniej wizycie w wielkim pałacu pełnym pięknych mebli i dzieł sztuki. Byłoby tak, bo w tym roku obchodziłby okrągłą, siedemdziesiątą rocznicę urodzin, ale niestety - żyje tylko w naszej pamięci, gdyż choroba zabrała Go 12 grudnia 2001 roku.

Władysław Sierka pochodził z Krakowskiego. Do rodzinnej wsi Chechła zachował przez wszystkie lata wielki sentyment i wracał do niej każdego roku, wraz z bratem pielęgnując rodzinny dom, chroniąc od zniszczenia i czyniąc z niego gniazdo, do którego zawsze można było powrócić, odwracając czas, ożywiając wspomnienia z dzieciństwa, odwiedzając sąsiadów i znajomych, składając im wyrazy uszanowania, choć, jakby to powiedzieć, oddzielił Go od nich awans cywilizacyjny i kulturowy. Był bowiem człowiekiem miasta i artystą, pedagogiem i podróżnikiem, chłonącym urodę świata.

Jego edukacja przebiegała następująco: najpierw ukończył Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych, w jakiś czas potem Wyższą Szkołę Sztuk Plastycznych (Wydział Wychowania Plastycznego) w Poznaniu, a tak naprawdę uczył się całe życie, pochłaniając książki historyczne, pozycje z zakresu historii sztuki i wydawnictwa poświęcone sztukom użytkowym, które były jego istotną specjalnością.

Pracę zawodową zaczął w gliwickim Muzeum, a w latach sześćdziesiątych związał się na zawsze z Jelenia Górą najpierw jako pracownik cywilny tutejszej Wyższej Szkoły Oficerskiej, potem przeszedł jako plastyk do Okręgowego Zarządu Kin, by znaleźć następnie dla siebie miejsce w domu kultury „Kwadrat”, a z powstaniem województwa - w Wojewódzkim Domu Kultury. Z końcem lat siedemdziesiątych podjął pracę w Muzeum Regionalnym, gdy jego dyrektorem był już nieżyjący Henryk Szymczak. Równolegle zaczął realizować swoje drugie, pedagogiczne powołanie, zostając nauczycielem w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych, gdzie przez pewien czas był zastępcą dyrektora. Pozostał wierny temu powołaniu nawet wówczas, kiedy w 1988 roku zawał zmusił Artystę do ograniczenia aktywności i przejścia na rentę.

Władysław był dwukrotnie żonaty, bardzo szczęśliwy i spełniony w drugim związku małżeńskim, zawartym z Elżbietą w jakiś czas po odejściu pierwszej żony. Kochał ogromnie syna Krzysztofa, który został przy Ojcu, z dumą przeżywał jego sukcesy. Potrafił na rozmaite sposoby okazywać miłość żonie, dając jej poczucie bezpieczeństwa i radości. Długo brakowało wdowie dżentelmenerii i rycerskości Męża, gdyż takich mężczyzn już się spotyka nadzwyczaj rzadko. Umiał i lubił gotować, a Jego specjalnością był żur i zupa cebulowa. Doczekał się dwójki ukochanych wnucząt, z których Kasia już jest studentką, a Piotr - licealistą. Lubił podróże i wędrówki po karkonoskich szlakach, ale kiedy dotknęła Go choroba, musiał je ograniczyć do łagodnych traktów. Jeszcze w ostatnim roku życia zwiedził Paryż, Holandię i Chorwację, a we wrześniu wybrali się nawet z żoną na planowany od dawna spływ Dunajcem.

Kochał młodzież i kochał szkołę, w której uczył młode pokolenia rozumienia sztuki i podejmowania własnych programów twórczych. Władysław miał dar nawiązywania kontaktów ze wszystkimi ludźmi, był niezwykle szczery i otwarty. Umiał radować się życiem i tworzeniem. Państwo Sierkowie mieli krąg oddanych przyjaciół, nie tylko z artystycznego oraz intelektualnego środowiska Jeleniej Góry. W ich gronie w ostatnich latach znaleźli się też baron Hans von Roeder z żoną Christą, praprawnuczką założyciela jeleniogórskiego muzeum, Hugo Seydela. Pani Elżbieta zachowała te związki również po śmierci Męża, gdyż jak mówi, dzięki nim mogła przetrwać najtrudniejszy okres po Jego odejściu. Jej Męża cechowała pogoda ducha nie tylko po zawale, ale też po postawieniu nowotworowej diagnozy. Zachował twórczą aktywność i ufny w przyszłość budował coraz to nowe plany i zamiary. Zdarzyły się jednak dwa przebłyski przeczucia: pierwszy, kiedy rozstawali się w Karpaczu po ostatniej wizycie z bliskimi przyjaciółmi, Lidą i Zbigniewem Sołtyńskimi, których pożegnał słowami: Zaopiekujcie się moją Elą, i drugi raz, we wrocławskim szpitalu, gdy zapytał żonę, tym razem pełen troski i nagle zrodzonej obawy: Jak ty sobie beze mnie poradzisz?

Był niesłychanie aktywny, pełen pasji w pracy, w domu i w pracowni, wydzielonej w mieszkaniu na Zabobrzu, gdzie mieszkał najdłużej, bo 34 lata. Jeszcze do niedawna pani Elżbieta nie potrafiła niczego zmienić w pokoju, gdzie czytał, rysował, przeprowadzał renowację dzieł obrazów i innych starych przedmiotów, co było wielką pasją ostatniego okresu Jego życia. Po Władysławie Sierce została niezliczona ilość owoców jego pracy: grafiki, plakaty, ex librisy, okładki oraz ilustracje książkowe, plakietki, dyplomy, katalogi, znaki graficzne, czyli loga firm oraz instytucji. Jeden z tych znaków nieprzerwanie jest na oczach rozmiłowanych w muzyce jeleniogórzan, widnieje bowiem na afiszach i plakatach Filharmonii Dolnośląskiej.

Nie wszyscy wiedzą, że grafika nie wyczerpywała możliwości twórczych Władysława Sierki. Pisał wiersze, a szczególnie sobie upodobał żartobliwy gatunek - limeryki, co pozostawało w zgodzie z Jego wrodzonym poczuciem humoru. Nigdy jednak nie zabiegał o druk tego literackiego dorobku, który niefrasobliwie wrzucał do szuflady.

Dorobek Władysława Sierki doceniano i honorowano nagrodami i odznaczeniami, z których najwyższym był Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.
Jak każdy mężczyzna, lubił siedzieć za kierownicą i marzył o dobrym samochodzie. Cieszył się nim niespełna rok...

Nowiny Jeleniogórskie nr 6/09