To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Damian już w Maastricht

Damian w rowerowej podróży

Damian Drobyk pozdrawia Czytelników nj24 i Nowin Jeleniogórskich z Maastricht. Dziś zrobił sobie w podróży dzień przerwy. Jutro jedzie dalej -  Przejechał już 1063 km. Zdobył góry Brocken w Niemczech i Vaals w Holandii. Ta druga, z perspektywy Jeleniej Góry, to zaledwie pagórek. Oto relacja Damiana, którą przesłał nam dziś rano:

 

Moją samotną pięciotygodniową podróż po Europie rozpoczynam z domu z Jeleniej Góry. Plan ambitny, ponad 5000km, wjazd na najwyższy szczyt w górach Harz - Brocken 1142m.npm, wjazd na najwyższy punkt Holandii - Vaalsberg. 

Wejścia na najwyższe szczyty Irlandii, Irlandii Północnej, Szkocji, Anglii oraz Walii. W zamiarach mam również zwiedzanie tak znanych miejsc jak Stonehenge, Cliff's of Moher czy półwyspu Skye Isle. 
 
Dzień 1.  
25.03.2012 - Prolog 
166.65km, 18.3śr, 54.5max, 1342m przewyższenia, 9.06.20h. 
JG - Zgorzelec - Baucen - 18km do Drezna 
Dystans niezły biorąc pod uwagę brak formy po zimie i nowy rower do którego nie jestem jeszcze przyzwyczajony. Pewnie byłoby jeszcze lepiej gdyby nie dość silny wiatr z zachodu. To moja pierwsza wyprawa którą zaczynam w marcu więc rekordów się nie spodziewam. Podobają mi się drogi w Niemczech. Sporo ścieżek rowerowych między miastami. W miastach to trochę przeszkadza. Szczególnie na światłach i skrzyżowaniach. 
Z rowerem nie mam żadnych problemów ale po całym dniu jazdy boli mnie kość ogonowa i trochę dłonie i nadgarstki. 
Spanie na polance niedaleko drogi nr. 6 
 
Dzień 2. 26.03.2012 Przez Baucen i Lipsk do Halle. 
170.34, 19.7śr, 48max., 748m w górę, 8:37:19 
Poranek chłodny, szron na namiocie więc pewnie kilka stopni na minusie. Testowałem kurteczkę Primal'a przez około 6 godzin. Rano skutecznie mnie ogrzała, przed południem nie pozwoliła się spocić. Rafał z Primal'a miał rację, odchylność rewelacyjna. Na trasie podobał mi się zamek w Baucen. Niechcący trochę też zwiedziłem Lipsk;) Na szczęście szybko znalazłem drogę dzięki smartfonowi HTC i Sygic'owi. Satelity i trasę znajduje w kilka sekund. Dziś wiatr słabszy i pagórków mniej. Dzięki temu udało mi się zrobić ponad 170km :) Nocleg w sadzie jabłoni jakieś 6km od Halle. Kilkanaście kilometrów dalej jest spore lotnisko i co jakiś czas widzę jak spore samoloty podchodzą do lądowania. W czasie jazdy trochę bolą kolana, szczególnie lewe. Nadgarstki również. Na tyłku za to chwilami nie da się wysiedzieć i co kilka km muszę wstawać na pedały lub robić krótkie postoje. Czasami ciężko ustawić rower na nóżce, nie daje rady pod ciężarem bagaży. Jutro atak na Brocken do którego mam około 130km potem kierunek Holandia. 
 
Dzień 3.  27.03.20122 
136.34km, 16.4śr, 53.3max, 1352m w górę, 8h16m00 
W nocy kilka razy budził mnie hałas lądujących samolotów. 
Od rana dzień jakiś nie taki. Wstałem dopiero po 7:30, kolejna zimna noc. Składanie i pakowanie się ciągle trwa za długo. Wydaje mi się że starym Extrawheelem z workami było dużo szybciej. Najgorzej było wyjechać z Halle. Niby ścieżek rowerowych pełno ale jak dojeżdżałem do jakiegoś głównego węzła komunikacyjnego to od razu zakaz dla rowerów. Wkurzające! Tak straciłem sporo czasu i zrobiłem dużo niepotrzebnych kilometrów. Jak już udało mi się wyjechać z Halle okazało się że droga wylotowa nr. 80 to trasa szybkiego ruchu i znów musiałem krążyć między wioskami zamiast jechać na wprost. Na dodatek zaczęło mocno wiać. Wiało tak, aż wyrwało flagiewkę Extraweela. Dla zmniejszenia oporów powietrza obniżyłem obie moje flagi do minimalnej wysokości:) Zakupy jak na razie robię codziennie. Woda, pieczywo i jogurty to podstawowe produkty reszta to zapasy w Polski. Wkurzam mnie tylko kaucja za plastikową butelkę na wodę. Droższa od samej wody. Woda 0.19€, butelka 0.25€. Nie chce mi się wozić pustej butelki przez cały dzień żeby wymienić ją w sklepie podczas następnych zakupów. 
Musiałem dokręcić pedałka bo coś skrzypiał. Do Brockena mam około 20km. Rano mam nadzieję szybko się uporać z górką i jechać dalej. Spanko na wysokości 534m na polance przy lesie niedaleko drogi 242. Od Halle prawie cały czas mam pod górkę. Może jutro po Brockenie będzie więcej w dół:) 
 
Dzień 4. 28.03.2012 
Walka z wiatrem i Brocken'em 
142.55km, 16.9śr, 61.1max, 1662m w górę, 8h24m12s, +25st.C max. 
W sumie dzień rekordów: najwyższa prędkość, najcieplejszy dzień, najwyższe przewyższenie dzienne i zdobyty najwyższy podjazd wyprawy :) Ranek jak zwykle chłodny, ale to tego już się przyzwyczaiłem - w końcu od czego mam Primal'a Paradigm i rękawiczki Free Ride Titan. Podjazd w sumie nie sprawił mi wielu kłopotów poza dwoma miejscami gdzie nachylenie przekraczało 10-12%. Od rana oczywiście wiało okropnie co mocno zaniżało moją prędkość. W schronisku na szczycie szybkie śniadanie, kilka fotel i zjazd w dół. Udało mi się zobaczyć parową kolej wąskotorową która akurat stoczyła się na górę. Chociaż zjazd miałem z wiatrem, dzięki temu ustanowiłem swój rekord prędkości z nowym Extrawheel'em. 61.1km/h. Na Classicu miałem 71.1 ale to było w Alpach :) Dziś w końcu załapałem o co chodzi z tą kaucją za butelki od napojów w marketach. Otóż, mając pustą plastikową butelkę 1.5 L wrzucamy ją do specjalnej maszyny stojącej w sklepie, drukuje się paragon, z paragonem idziemy do kasy i otrzymujemy zwrot kaucji za butelkę czyli równowartość 0.25€. Teraz woda znacznie tańsza, chociaż nie ma to jak w Alpach gdzie woda jest za free. Szkoda, że nie mogę złapać Wi-Fi powysyłałbym trochę fotel a tak sprzęt się marnuje :) Za dwa dni może dojadę do Łukasza w Maastricht to na pewno to nadrobię. Swoją drogą testowałem dziś nowe zabawki. Smartfona ładowałem z dynama a tablet z ładowarki słonecznej. Naładowało, więc spełniło swoje zadanie. Sporo ostatnio korzystam z GPS'a w połączeniu mapą od chłopaków z BestMap nie błądzę i nie robię zbędnych kilometrów co mnie bardzo cieszy. 
Do południa miałem tylko 53km, po południu sporo nadrobiłem z czego również się cieszę. Muszę jeszcze pochwalić miasto Getynga za świetnie przygotowane drogi, ścieżki rowerowe, oznaczenia i brak krawężników. Taki przejazd to ją rozumiem, szkoda że to jeden w niewielu wyjątków. Rowerów tyle co w Pekinie i Amsterdamie aż musiałem fotkę zrobić. Kolacja wypasiona. 3 kronik chleba z przeceny, dwa jogurty, sok jabłkowy i batonik Crunchy od Sante. Dziś śpię na polance 100m od drogi. Do Kassel 30km. 
 
Dzień 5. 29.03.2012 Wiatr, pagóry i błąd 
148.54km, 16.5śr, 1764m w górę, 53.7max, 8h59m16s 
Noc jak do tej pory chyba najcieplejsza i najcichsza. Od samego rana walka z wiatrem i pagórkami. Średnia prędkość bardzo słaba a dzisiaj planowałem zrobić dłuższy etap. Niestety ten silny a chwilami szkwałowy wiatr nie pozwalał się rozpędzać ani pod górę ani z góry. Przez większość dnia wiało prosto z zachodu potem trochę bardziej z północy. Myślę, że przez ten wiatr dziennie tracę około 30-50km, mniej więcej o tyle powinienem robić dłuższe dystanse w pagórkowatym terenie. Strasznie irytujące jest gdy w dół jedzie się 19-20km/h zamiast 2-3 razy szybciej. 
Cały dzień nieciekawy, zimno, pochmurno i wietrznie. Słońce wyjrzało może dwa razy i to tylko przed południem. Pod koniec dnia wdrapałem się na dwie przełęcze ponad 700m.npm do ośrodka narciarskiego w Winterberg. 
I tu popełniłem błąd. Zamiast skręcić w miasteczku na właściwą drogę ominąłem tunel (200m - oczywiście zakaz dla rowerów) i zjechałem ucieszony ponad 10km w dół zanim sprawdziłem gdzie jestem. Chwila nieuwagi będzie mnie kosztować jakieś 20km więcej jutro. Kolacja i nocleg jak zwykle na polance przy lasku niedaleko drogi. 
 
Dzień 6. 30.03.2012 Wypadek 
155.71km, 18.3śr, 50.4max, 1299m w górę, 8h28m27s, 6-8st.C 
Jeszcze przed północą zaczął padać deszcz. Z przerwami padało całą noc. Rano oczywiście cały mokry namiot i jakichkolwiek chęci na wyjście ze śpiworka. Zwlokłem się dopiero przed ósmą. Wiatr jakby słabszy, średnia niezła ale i tak tylko 51km do południa. Na zjeździe koło Kreuztal tragedia. Salto przez kierownicę. Prosta w dół, deszcz, zimno, okulary przybrudzone obok ścieżka rowerowa. Za mną zbliżający się sznur samochodów. Postanowiłem więc zjechać grzecznie na tą ścieżkę i nie utrudniać ruchu innym. Nie zauważyłem tylko 2-3cm krawężnika na którym przednie koło się ześlizgnęło i poleciałem jak długi z rowerem, przyczepką i sakwami. Dobrze, że prędkość nie była jakaś zawrotna, konsekwencje mogły być gorsze. Na szczęście skończyło się tylko na zadrapanym kolanie i zadrapanej sakwie z małą dziurką oraz rozerwanych spodniach. Chwilę trwało nim się pozbierałem i ruszyłem dalej. 
Jadąc przez Niemcy widziałem sporo różnych ścieżek rowerowych. Od dziurawych po lepsze od niejednej drogi. Często świadomie jadę normalną drogą bo tak jest szybciej i wygodniej. W większości ścieżki w miastach to wyodrębniona część chodnika z kostki brukowej lub gorszej jakości asfaltu niż na drodze. Do tego piesi, zaparkowane auta, dwa razy większa liczba świateł na skrzyżowaniach. Generalnie jeśli chcę szybko przejechać miasto wybieram ulicę. Co innego między miastami, tutaj o wiele przyjemniej i bezpieczniej jest jechać ścieżką czasami i po kilkanaście czy kilkadziesiąt kilometrów. 
Dalsza część dnia była już tylko lepsza. Deszcz przestał padać i nadrobiłem sporo kilometrów. Od Kreauztal pod Bonn wiało bardziej z boku i w większości było w dół. Dorzuciłem ponad 100km po południu i wyszło całkiem przyzwoite 155km. Jutro w planach 138km do Maastricht gdzie mam nocleg u Łukasza :) Po drodze jeszcze przejazd przez Bonn, Aachen, podjazd na Vaalsberg - najwyższy punkt Holandii i miejsce zbiegu trzech granic (D, NL, B). 
 
 
Dzień 7. 31.03.2012 Dalszą walka z wiatrem, fotoradar, awaria, Vaalsberg, spotkanie z Łukaszem. 
143.29km, 16.5śr, 43.2max, 994m w górę, 8h40m28s 
W nocy co jakiś czas budził mnie huk lądującego samolotu, poza tym spokojnie. Deszcz trochę pokropił ale kiedy już ustał to nie padało cały dzień na szczęście dla mnie. Wiatr za to wiał dalej w przeciwnym kierunku do mojej jazdy z pełną swoją konsekwencją. Zdarzyłem się już przyzwyczaić, pewnie będzie tak wiało aż do samej Szkocji do momentu kiedy zacznę powrót i skieruję się na południe. Po drodze zresztą widać było sporą liczbę wiatraków produkujących prąd skierowanych na zachodnią stronę. Kawałek za Bonn minąłem miasteczko Langerwehe które jest partnerem mojego miasta Jelenia Góra. W miasteczku przed Bonn z kolei złapał mnie fotoradar kiedy postanowiłem jechać na skróty przez deptak tylko dla pieszych. Na szczęście bez konwencji, przecież mandat mi do domu nie przyjdzie:) Kawałek dalej usłyszałem trzask w rowerze, co się okazało złamał się przedni bagażnik. Dziwne do nawet nie był zbytnio przeciążony. W dwóch małych sakwach było może 6-7kg. Jedyne co mogłem teraz zrobić to przełożyć sakwy na tył i tak dojechać kolejne 30km do Łukasza. Przed Aachen tylko przejechałem bez żadnego zwiedzania jak planowałem. Szkoda, żałuję trochę. Może w drodze powrotnej lub innej okazji. Zaraz za Aachen podjechałem na Vaalsberg czyli najwyższy punkt Holandii i zbieg trzech granic. Z Vaals to jakiś 3km i trochę ponad 20 minut wspinania. Na przyszłe bardziej wymagające podjazdy w Alpach czy Indiach koniecznie muszę zmienić kasetę i zębatkę aby mieć lżejsze przełożenia. Z tymi fabrycznymi jest zdecydowanie za ciężko. Podjazdy powyżej 10-12% wymagają ode mnie sporo wysiłku. Po krótkiej sesji zdjęciowej na górze pozostało mi już tylko trochę ponad 20km do domu Łukasza. Tu przywitano mnie holenderską potrawą zwaną Stampot czyli ziemniaki z boczkiem odrobiną mleka oraz sałatą Andivie. Nareszcie też mogłem wsiąść gorący prysznic i pospać w 
ciepłym miejscu. Łukasz zaproponował jeszcze zwiedzanie Maastricht nocą na co chętnie się zgodziłem. Niedziela to dla mnie dzień odpoczynku, czas na małą regenerację sił, naprawę i mały serwis roweru. W sumie przez 7 dni zrobiłem już ponad 1060km :) 
IMG_0036.jpg
IMG_0050.jpg
IMG_0054.jpg
IMG_0061.jpg
IMG_0073.jpg
IMG_0076.jpg
IMG_0095.jpg
IMG_0096.jpg
IMG_0100.jpg
IMG_0103.jpg
IMG_0118.jpg
IMG_0132.jpg
IMG_0139.jpg

Komentarze (8)

Damian, trzymaj się, trzymamy za Ciebie kciuki :)

fajny prima aprilis, ale w sumie ktoś mógłby wreszcie pojechać rowerem do holandii dobry pomysł

Żaden Prima Aprilis!

[quote=taka prawda]fajny prima aprilis, ale w sumie ktoś mógłby wreszcie pojechać rowerem do holandii dobry pomysł[/quote]

Ja rok temu wracałem z Holandii na rowerze.

Pozdrowienia dla DD!

motorem to rozumiem ale rowerem? co to za przyjemnosc

Poprawcie te błędy ! Przecież to mogą czytać dzieci.

przepraszam za błędy. Pozdrawiam z Brukseli :)

Błedami sie nie przejmuj Damianie;-) pamętam jak w zimie widywałem Cie w okolicach Carfura.., pamietam bo też jezdziłem wtedy rowerem, a było tak zimno,że byliśmy wtedy chyba jedynymi na "siodełku" Jestem totalnie zakręcony na punkcie roweru i nie ukrywam, że to co teraz Robisz jest moim wielkim marzeniem... Może kiedyś stanie się faktem... trzymam za Ciebi kciuki... gdzie mogę śledzić Twoją podróż?