To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Inny początek

Inny początek

Wspomnienie o Zbigniewie Wójciku (1953-2010)
Jeżelibyś mnie spytał, któryś jest na niebie,…
Czym być chcę, czego pragnę, a dasz mi od
siebie…

Czy mądrości tej, która wszelki byt przewierci,
Czy złota albo władzy, która świat otworzy,
Czy życia, które wszelkiej ma oprzeć się śmierci,
Czy sławy, którą każdy mój oddech pomnoży?
Albo mocy ogromnej, wydartej wieczności,
Nie zapragnąłbym również, choć szczęściem
napawa -
O jedno bym cię prosił: daj mi tej miłości,
Przed którą niczym mądrość, moc, życie i sława.
M. Braun

Minione Święta Bożego Narodzenia nie były w naszej rodzinie tak radosne jak w poprzednich latach. Kilka dni przed Wigilią pożegnaliśmy na cmentarzu w Cieplicach Śl. moją Mamę, ukochaną Babcię naszych dzieci.

Kiedy więc zasiadaliśmy do stołu, szklanym wzrokiem patrzyliśmy w przeszłość, słysząc w uszach przesypujący się piasek klepsydry.
Patrzyliśmy na choinkę, jakbyśmy chcieli na zapas nagromadzić światła w naszych duszach, by nam go nie zabrakło do następnego roku.
Umacnialiśmy się wspólną modlitwą w tych ciężkich chwilach.
Od wielu lat mój mąż pełnił służbę liturgiczną w Parafii Św. Wojciecha w Jeleniej Górze na Zabobrzu, gdzie mieszkamy już od ponad 20 lat. Przez kolejne trzy dni Świąt służył do mszy świętej. Następnego dnia trafił do szpitala z wysoką gorączką. 02 stycznia zmarł. Przez 9lat walczył z chorobą, leczył serce, ale nigdy się nie poddawał, nie skarżył, miał niesamowitą wolę życia.

Na jego śmierć było za wcześnie, dla mnie - poczucie, że staję na kraju przepaści. Nigdy nie czułam się równie bezradna.
Pogrzeb byłby katuszą, koszmarnym snem przeżywanym na jawie, gdyby nie ciepłe słowa, które usłyszałam od tak wielu osób przybyłych, aby go pożegnać.
Matka, rodzeństwo, nasze dzieci, wnuczek i ja, staliśmy nie wierząc, że już nigdy nie zobaczymy, jak się uśmiecha, nie poczujemy jego bliskości.

Bardzo nas kochał, mówił to ciągle mnie, dzieciom, nie oczekując niczego w zamian. Umiał sprawić, że czuliśmy się dobrze. Uświadamiał nam, że warto żyć, choćbyśmy dawno stracili nadzieję. Troszczył się o nas i ciągle mobilizował do nowego działania.
Sam dużo pracował i wymagał od siebie. Swoją uczciwością zjednywał sobie ludzi. Pomagał przy budowie kościoła w Parafii Matki Bożej Miłosierdzia przy ul. PCK 23 w Cieplicach Śl. wykonując prace związane z oświetleniem. Wspierał finansowo Społeczny Komitet Święta Matki. Sponsorował wiele akcji charytatywnych, pracując przez wiele lat w Wałbrzychu. Był taką Cichą Kapelą Codziennego Wsparcia.

Zawsze znalazł czas na rozmowę, pocieszał dobrym słowem, można było mu zaufać. Szczęściem było spotkać go na swej drodze. Miał jeszcze bardzo wiele planów, pomysłów, które chciał realizować razem z synem na ich ukochanym skrawku ziemi w Goduszynie.

W swojej ostatniej woli napisał:
„Moja miłość nie odchodzi wraz ze mną
ale zostaje tu, na Ziemi.
Będąc w innej materii będę przy Was
Aby Was chronić.”
Tak bardzo czujemy brak jego obecności. Tej pustki nie da się niczym zapełnić.
„Dni mijają, życie nas goni,
W tysiące nowych spraw uwikłane,
Wiją się srebrne nitki na skroni,
Wspominam chwile szczęściem owiane.”
Żona Jadwiga

Nowiny Jeleniogórskie nr 5/10