To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Jedyne takie centrum

Jedyne takie centrum

Wczoraj uroczyście oddano do użytku centrum sportowo-rekreacyjne na Zabobrzu III. – Nareszcie mamy miejsce, gdzie można wyjść – cieszyli się mieszkańcy.

Centrum powstało na placu przy ul. Kiepury a inwestycja finansowana była przez Jeleniogórską Spółdzielnię Mieszkaniową oraz miasto. Są tu alejki, ławeczki, siłownia zewnętrzna oraz plac zabaw dla dzieci. Przy okazji, poprawiono boisko do piłki nożnej, oraz utworzono boisko do siatkówki plażowej.
Na otwarcie przyszło wielu mieszkańców Zabobrza. Bawili się nie tylko najmłodsi, ale i dorośli. – To pierwsza taka siłownia w tej części miasta, będziemy tu przychodzić – powiedziała pani Bożena Rak, która przyszła na otwarcie z sąsiadką.
Jako pierwsi siłownię wypróbowali otwierający, czyli prezes JSM Mirosław Garbowski i prezydent Marcin Zawiła. W siłowni zewnętrznej są urządzenia, jakich nie było jeszcze w innych tego typu placach w mieście. Przybyli na otwarcie mogli skorzystać z porad instruktorki. Tłumaczyła, jak bezpiecznie korzystać z urządzeń i na jakie partie mięśni one oddziaływują.
Wśród najmłodszych największym zainteresowaniem cieszyła się piramida linowa.
 

IMG_0244.JPG
IMG_0245.JPG
IMG_0247.JPG
IMG_0248.JPG
IMG_0250.JPG
IMG_0254.JPG
IMG_0256.JPG
IMG_0260.JPG
IMG_0264.JPG
IMG_0268.JPG
IMG_0270.JPG
IMG_0273.JPG
IMG_0275.JPG
IMG_0278.JPG
IMG_0280.JPG
IMG_0282.JPG
IMG_0285.JPG
IMG_0287.JPG
IMG_0288.JPG
IMG_0290.JPG
IMG_0268.JPG
IMG_0318.JPG
IMG_0321.JPG
IMG_0323.JPG
Fot. Adam Łęcki
Fot. Adam Łęcki
Fot. Adam Łęcki
Fot. Adam Łęcki
Fot. Adam Łęcki
Fot. Adam Łęcki
Fot. Adam Łęcki
Fot. Adam Łęcki
Fot. Adam Łęcki
Fot. Adam Łęcki
Fot. Adam Łęcki

Komentarze (29)

Tylko się cieszyć. Przez wiele lat o takie urządzenie tego placu walczył były radny Wiesław Tomera który tuż obok mieszkał. Już nie jako radny się doczekał.

PANIE ZAWIŁĄ choć z przyzwoitości /pan/ powinien zaprosić na to otwarcie opozycje,gdzie teraz paraduje pan z wójcikową , która pana wyzywała jak była z PRYSTROMEM i pana pozostwi jak sprzedała PRYSTROMA I SAJNOGA.

Co oni wszyscy wyrabiają, zero poczucia godności. Przyzwyczaiłem się, że przed wyborami dokonują się cuda, ale uświadomcie sobie drodzy politycy, że niektórzy ludzie mają dobrą pamięć i potrafią oceniać wasze "dokonania".

Piękna inicjatywa! Podobnie jak Termy Cieplickie, gdzie uprawiają sport wszystkie generacje Jeleniogórzan. Popatrzcie na twarze dzieci!

pozdrawiam p.Maślaka

Musztarda sarepska – ostra musztarda na bazie gorczycy sarepskiej, octu spirytusowego i innych składników.

Nazwa pochodzi od nieistniejącej dziś rosyjskiej miejscowości Sarepta (w latach 1920-31 nosiła ona nazwę Krasnoarmiejsk, a od roku 1931 została włączona w granice obecnego.

Moszna, worek mosznowy (łac. scrotum) – u samców wielu ssaków lądowych, w tym u człowieka, uwypuklenie ściany jamy brzusznej w kształcie skórno-mięśniowego worka, w którym znajdują się jądra. Znajduje się pomiędzy prąciem i odbytem.

Zadaniem moszny jest utrzymywanie jąder w optymalnej, stałej temperaturze, nieco niższej niż temperatura ciała. U człowieka jest to około 34,4 °C[potrzebne źródło]; w temperaturze 36,7 °C znacząco spada liczba produkowanych przez jądra plemników. W czasie chłodu moszna utrzymuje odpowiednią temperaturę kurcząc się, co zbliża jądra do wnętrza ciała. Akcja ta wspomagana jest skurczem mięśnia dźwigacza jądra. Termoregulację wspomaga również mięśniowa błona sprężysta (tunica dartos), wyściełająca mosznę od wewnątrz. Kurczenie się jej włókien powoduje marszczenie skóry moszny, co zmniejsza jej powierzchnię i redukuje ucieczkę ciepła; odpowiednio rozkurczanie powoduje wygładzenie moszny, a przez to zwiększenie jej powierzchni i polepszenie chłodzenia.

U niektórych ssaków (np. gryzoni) jądra zstępują do moszny okresowo, na czas rui u samic. Nieliczne gatunki, np. hipopotamy, mają jądra stale wewnątrz ciała. Moszny nie mają także walenie.

Skalin – wieś w północno-zachodniej Polsce, położona w województwie zachodniopomorskim, w powiecie gryfickim, w północno-wschodniej części gminy Gryfice.

Dzieci z miejscowości dowożone są do Szkoły Podstawowej nr 3 w Gryficach oraz do Gimnazjum nr 1 w Gryficach.

Mieszkańcy zaopatrują się w wodę ze studni przydomowych.

Panie "kazimierz-up". A jednak stwierdza Pan, że Wiesiu Tomera mieszkał obok placu . Dlaczego jako mieszkaniec Jeżowa był radnym Jeleniej Góry?. Jeszcze jeden dowód,jak był zainteresowany sprawami miasta.

Piękny płac. Gratuluje przede wszystkim Panu Prezesowi bo wróble ćwierkają o jego zangażowaniu w przedmiotowej sprawie. Panie Prezesie mieskańcyy są pełni podziwu Pana inicjatywy. Wydaje się być odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu. Jeszcze raz składam gratulacje.

Łubu dubu?

foto nr.11 NUDA WAM NIE GROZI ! Z takimi laskami co są na fotce to z pewnością NIE :)

i znowu wtopa panie Zawila, ze brak budy dla faflika z tych Cieplic i bedzie szczekal na forach gazet ,zamiast pilnowac placu i tam ujadac!!!

Czy w Jeleniej Górze mieszkają tylko malkontenci.W większości komentarze nie na temat wręcz obraźliwe nie wiem dlaczego korektor dopuszcza takowe do druku.Tym ludziom nic się nie podoba , zawsze wszystko będą kontestowali .Sami z siebie nic nie dadzą wogole ich nic nie obchodzi poza ich czubek nosa. Ciekawe dlaczego Bolesławiec , Lwowek Sl ma inne społeczeństwo im się jakoś chce a u nas to nic , bo wszystko zle , niedobrze a po co itp.!!!!

Spoko, mieszkają też normalni i pozytywnie nakręcenie ale morze złych emocji odstrasza od pisania :) Na szczęście nikt nam nie zabierze radości życia i cieszenia się z każdych pozytywnych spraw :D

Dobrze że Pan Prezydent może dopisać działania innych jak Spółdzielni do swoich osiągnięć bo lista była by dość krótka.

W tym wyspecjalizował sie Pan Prezydent.Ale obiecuje ze nastepna kadencja to bedą jego inicjatywy.
Co tam robiła ta pani wójcik,tez zasłuzona dla powstania placu?
Sukces ma wielu ojców!

Do "NN"
Mieszkałem 30 metrów od placu , który powstał obecnie ku radości mieszkańców Zabobrza III. Robiłem wiele , by zmienić obskurne otoczenie mojego bloku . Brzozowa aleja na tym odcinku ulicy to moje dzieło sprzed blisko 20 lat . Część drzewek wykopywałem z glinianki , która znajdowała się w miejscu położonym obok obecnej "górki saneczkowej" . Po zdobyciu po raz pierwszy mandatu radnego (rok 1998 ) rozpocząłem starania o zagospodarowanie terenu (Wiłkomirskiego- Sygietyńskiego ) obejmujące między innymi : zasypanie "dziury"(glinianki),splantowanie i uporządkowanie terenu, usypanie "górki saneczkowej", budowę boisk do koszykówki i siatkówki , montaż 2 stołów do tenisa stołowego , połączenie w jedną całość ulicy Wiłkomirskiego na odcinku między blokami nr.9 i 15 i zbudowanie na tym odcinku jezdni i chodników. Nie wszystkie moje postulaty wzbudzały entuzjazm władz miasta i JSM , ale byłem konsekwentny.
Mam satysfakcję , że mój wieloletni trud nie był daremny.
Budując dom w Jeżowie Sudeckim liczyłem się z faktem ,że po zakończeniu budowy wyprowadzę się do sąsiedniej gminy i to niedawno nastąpiło . Uporządkowanie spraw mojego zameldowania to kwestia najbliższych miesięcy. W związku z tym faktem nie zamierzałem kandydować do Rady Miejskiej Jeleniej Góry w wyborach ,które odbędą się 16.11.2014 i ogłosiłem to na sesji Rady Miejskiej 30 czerwca 2014 .

Do W. Tomery. Niestety nie było efektów pańskiej pracy. Trud nie był widoczny. Kandydować to przecież pan nie może. A co z kłamstwem lustracyjnym? Czy dobrze się żyje z takim piętnem? Parking też Panu pasuje i spaliny w "studni blokowej" szczególnie zimą. I co Pan na to? Do sukcesu, czy efektów chętnie się dolepia.

Do "NN"
Pewne jest ,że :
- ilość samochodów rośnie ,
- Samochody ubocznie "produkują " spaliny " ,
- samochody muszą gdzieś parkować ( najlepiej blisko miejsca zamieszkania).
To fakty niezależne ode Mnie i od Pana !!!
Mówię o faktach , które tworzyłem nie w celu propagandy sukcesu i które można łatwo zweryfikować śledząc np. zapisy protokołów z sesji Rady z lat 1999-2014 , moich interpelacji i wniosków zgłaszanych do kolejnych budżetów. Nie mnie oceniać efekty moich działań , ale mam wrażenie ,ze nie były źle oceniane przez wyborców i sąsiadów skoro czterokrotnie wybierano mnie na radnego , a tylko raz (pierwszy w 1998) startowałem z pierwszego miejsca na liście komitetu !!!
PS. Sprawę mojej lustracji nie uważam za zamkniętą . Wniosek o kasację i skarga konstytucyjną są w trakcie rozpatrywania .

Panie Wiesławie T.
Pan naprawdę nie ma odrobiny godności. Przestań Pan pisać takie bzdury.

Zupa z soczewicy:
Składniki:

1 szklanka czerwonej soczewicy

1 mała papryczka chili

4 ząbki czosnku

1 marchewka

1½ L bulionu warzywnego

sól i pieprz

natka pietruszki

2 łyżki oleju rzepakowego

1 łyżka masła

1 łyżeczka słodkiej mielonej papryki

Przygotowanie:

1. Soczewicę należy opłukać na sicie pod bieżącą wodą. Marchewkę zetrzeć na tarce o grubych oczkach. Papryczkę chili drobno posiekać.

2. Na rozgrzane dno garnka wlać oliwę i dodać masło. Kiedy tłuszcz się roztopi wrzucić marchewkę i całość smażyć około 2 min.

3. Do garnka z marchewką dodać przepłukaną soczewicę, papryczkę chili i wyciśnięty przez praskę czosnek oraz słodką paprykę – smażyć około 2 min.

4. Całość zalać bulionem i gotować około 15-20 min na średnim ogniu do momentu kiedy soczewica i marchewka będą miękkie. Całość zblendować.

5. Doprawić sola i pieprzem. Podawać posypane obficie natka pietruszki.

Najlepszym momentem w trakcie otwarcia placu było rozdawanie ulotek Pana prezydenta hahaha wstydu nie ma pan panie zawiła (celowo piszę to z małej litery)

Wszystko będzie dobrze Panie Wiesławie.

W Koszalinie zmarł prokurator Wacław Krzyżanowski – morderca sądowy Danuty Siedzikówny „Inki”. Dziś ma się odbyć jego pogrzeb z honorami wojskowymi, kompanią WP i orderami na poduszkach.

Krótko przed śmiercią, w grypsie do sióstr Mikołajewskich z Gdańska, 17-letnia „Inka” napisała: „Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba”. Wacław Krzyżanowski uważał inaczej. Dla sanitariuszki antykomunistycznego oddziału mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” żądał kary śmierci. Był 3 sierpnia 1946 r.

W ostatnim czasie pojawiało się wiele różnych informacji o miejscu zamieszkania Krzyżanowskiego. Ostatecznie okazało się, że żył sobie spokojnie w Koszalinie przy ul. Moniuszki 16/2 na parterze wielorodzinnego domu. Na tej zacisznej ulicy do dziś mieszka wielu emerytów wojskowych.

Krzyżanowskiemu odebrano co prawda uprawnienia kombatanckie, ale do końca życia pobierał świadczenia „inwalidy wojennego”. Rentę inwalidzką załatwił sobie w 2000 roku. Jako schorzenia podał: psychoorganiczne otępienie, nadciśnienie tętnicze, miażdżycę, zespół stresu po urazowego. Początkowo ZUS odmówił mu renty, ale wygrał w sądzie w II instancji.

28 sierpnia 1946 r. o godz. 6.15 w piwnicy gdańskiego więzienia przy ul. Kurkowej Danuta Siedzikówna „Inka” została rozstrzelana razem z Feliksem Selmanowiczem „Zagończykiem”. Ginęli z okrzykiem: „Jeszcze Polska nie zginęła”. Dziś na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku ekipa naukowców prof. Krzysztofa Szwagrzyka najprawdopodobniej odnalazła ich szczątki, które potajemnie pogrzebano.. „Inka” odmówiła podpisania prośby o łaskę do sowieckiego namiestnika Bolesława Bieruta, bo jej koledzy z oddziału zostali nazwani „bandytami”.

Krzyżanowski to pierwszy stalinowski prokurator, któremu IPN - w 1993 r. - zarzucił mord sądowy. Pierwszy, który nie poniósł kary. Pierwszy, ale niejedyny. W III RP nie skazano ŻADNEGO prokuratora czy sędziego - komunistycznych zbrodniarzy.

Wracając do oprawcy „Inki”. Krzyżanowski zarzucił jej udział w „bandzie Łupaszki”, nielegalne posiadanie broni i wydanie rozkazu zastrzelenia dwóch wziętych do niewoli funkcjonariuszy UB. Tego ostatniego czynu nie udowodnił jej nawet podległy bezpiece sąd i nie potwierdziło dwóch z pięciu zeznających „dobrowolnie” w sprawie milicjantów, którym żołnierze „Łupaszki” darowali życie. Jeden z nich przyznał, że opatrzyła go, gdy został ranny w walce z żołnierzami V Wileńskiej Brygady AK. Taki był z „Inki” bandyta.

W śledztwie w gdańskim WUBP zwyrodnialcy bili ją i poniżali. Rozbierali do naga, a do jej celi wpuszczali żony ubeków, którzy zginęli w akcjach przeciwko oddziałom Szendzielarza. Krzyżanowski tłumaczył się typowo:

„Byłem młody. Wcześniej nie brałem udziału w żadnej sprawie sądowej. Zostałem skierowany na proces przypadkowo, bez przeszkolenia i przygotowania”.

A ja pytam: Czyżby szkoła oficerów bezpieczeństwa w Łodzi, którą ukończył, nieodpowiednio przygotowywała do pracy?

Krzyżanowski kłamał. Dwie godziny wcześniej oskarżał 19-letniego Hansa Baumana, gdańskiego Niemca, którego rodzina przymierała głodem. Pewnego czerwcowego dnia 1945 r. chłopak znalazł w lesie karabin z kilkoma nabojami, upolował nim sarnę, po czym broń zakopał. Zdobycznym mięsem Bauman podzielił się z mieszkającymi w jego domu Polakami. Wpadł wskutek donosu. Po śledztwie Krzyżanowski oskarżył Baumana o nielegalne posiadanie broni i prowadzenie działalności wywrotowej, mającej na celu oderwanie Gdańska od Polski. Żądając kary śmierci, stalinowski prokurator twierdził, że oskarżony jest „wrogo ustosunkowany do państwa polskiego, spodziewał się wojny i niewątpliwie miał zamiar użyć karabinu w stosownej chwili przeciwko państwu polskiemu”. Z odnalezionych akt jednoznacznie wynikało, że Krzyżanowski samodzielnie przeprowadził śledztwo i sformułował akt oskarżenia. Bauman został rozstrzelany 9 sierpnia 1946 r. To druga (ostatnia?) zbrodnia sądowa w karierze prokuratora.

Sąd wolnej Polski z siedzibą w Poznaniu stwierdził jednak, że nie można jednoznacznie ustalić, jaką rolę Krzyżanowski odegrał w procesach Baumana i „Inki”, i uniewinnił mordercę. W 1946 r. wątpliwości nie przemawiały na korzyść oskarżonych. W pewnym momencie Krzyżanowski stwierdził, że „stalinowski system prawny miał charakter przestępczy”. Ale on - funkcjonariusz tego systemu - przestępcą oczywiście nie był. W PRL-u otrzymał wiele odznaczeń i nagród. Mimo że w III RP bezkarny, dla następnych pokoleń Polaków pozostanie sowieckim kolaborantem, zdrajcą i mordercą. Tak jak Danuta Siedzikówna „Inka” przykładem patriotyzmu. Zarówno o jej postawie heroicznej, jak i jego haniebnej będziemy pamiętali.

Przychodzę tam co rano skubać trawnik. Uwielbiam surową trawę

Dziękuję Ci Grabarzu za te informacje. Bardzo, bardzo smutne ale prawdziwe. Radnemu Tomerze jak pluje się w twarz to mówi, że deszcz pada. Brał pieniądze podatników, za co?. Łatwo się przyczepić do pracy innych, tak jak cały czas robił. Nigdy dyżuru nie prowadził. A przecież mieszkając tyle lat mógł być inicjatorem garażu, przecież wiedział, że samochodów będzie więcej. Zostawił Pan wielki niesmak po sobie.

Do "Grabarza" i "NN"

Jak łatwo osądzać jest innych nić o nich nie wiedząc , a samemu nie ujawniając swoich personaliów. Jesteście albo bardzo młodzi , albo bardzo cyniczni . Czasy , o których "mówimy" to początek lat 80-tych . A to diametralnie inne czasy niż obecne . Bez przynależności do PZPR-u nie można było zrobić kariery. Ja nigdy nie należałem do tej organizacji , a dodatkowo w latach 1980 -81 zaangażowałem się w tworzenie i pracę dla NSZZ "Solidarność". Stałem się tym samym wrogiem ustroju i znalazłem się w sferze zainteresowań SB . Otrzymałem propozycję współpracy , którą odrzuciłem. Szantażowano mnie , grożono przykrymi konsekwencjami dla mnie i rodziny , wzywano wielokrotnie na przesłuchania. Wypełniając dwukrotnie w roku 2007(!!) Oświadczenia lustracyjne stanąłem przed trudnym wyborem , gdyż ustawodawca nadał oświadczeniu układ zero –jedynkowy . Miałem jednoznacznie oświadczyć czy byłem lub nie byłem tajnym współpracownikiem organów bezpieczeństwa państwa .
W oświadczeniu brak jest rubryki określającej czy lustrowany miał kontakty z organami bezpieczeństwa państwa , z czego one wynikały , na czym one polegały itp. Świadomy , że miałem kontakty , ale nigdy nie
podpisywałem żadnych zobowiązań do współpracy złożyłem Oświadczenia ,
że nie byłem współpracownikiem organów bezpieczeństwa .
O fakcie ,że Służba Bezpieczeństwa traktowała mnie jako współpracownika i że nadano mi pseudonim dowiedziałem się 25 lipca 2013 roku (!!!) z ust
Pani Prokurator IPN . Tworzone bez mojego udziału i mojej wiedzy dokumenty , posiadające do niedawna klauzule : „Tajne” , „Tajne specjalnego znaczenia” do których dostęp mieli wyłącznie ich twórcy i ich bezpośredni przełożeni traktowane są jako prawdy objawione nie podlegające wątpliwościom . Zawsze myślałem ,że w Sądach wątpliwości przemawiają na rzecz oskarżonego . W praktyce okazało się jak bardzo byłem w błędzie.
Udowodnienie ,że prawda była inna jest po ponad 30-tu latach praktycznie niemożliwe ponieważ główni autorzy zapisów nie żyją , a wiedza świadków wybranych przez IPN i Sądy ( wyłącznie byłych SB-ków) jest mocno ograniczona , bądź wybiórcza .
Wygląda na to ,że rację mieli Ci którzy po uchwaleniu ustawy lustracyjnej głosili , że jej realizacja będzie pośmiertnym triumfem SB .
Wniosłem do Sądu Najwyższego o kasację wyroku , ale byłem zobligowany jemu się podporządkować. Na mocy wyroku Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu z 2 lipca 2014 roku przestałem pełnić funkcję radnego Rady Miejskiej Jeleniej Góry. Tyle tytułem wyjaśnienia , które może nie przekonać adwersarzy , ale powinno być przedmiotem głębszego zastanowienia czytelników. Ocenę mojej 16-letniej pracy pozostawiam moim wyborcom.

Tłumaczenie pokrętne.W latach 1972- 1975 i później werbowano mnie i mimo, młodego wieku wiadome mi było z czym to się je. Były konsekwencje niestety łącznie ze zmianą pracy. Pensja groszowa nie taka jak w Jelfie.Oglądana teraz teczka daje mi wielka satysfakcję.