To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Kochał zawód, rodzinę i góry

Kochał zawód, rodzinę i góry

Wspomnienie o Bohdanie Zahorskim (1930 - 2008)
Urodził się 18 stycznia 1930 roku w Poznaniu, w rodzinie inteligenckiej. Ojciec był zawodowym wojskowym, mama ukończyła w Berlinie szkołę handlową. Dzieciństwo Bohdan Stanisław - bo tak dano mu na chrzcie - spędził w Skarżysku-Kamiennej, dokąd oddelegowano ojca z wojska. Ale mama wciąż czuła się poznanianką: wszystkie ważne chwile związane były z tym miastem. Z trójki dzieci, które urodziła, przeżył tylko Bohdan: roczny brat zmarł na zapalenie płuc, siostra - już po wojnie - w wieku 11 lat. Mama żałobę po niej zdjęła dopiero w dniu ślubu Bohdana.

Wojna przerwała naukę Bohdana w trzeciej klasie szkoły powszechnej - kontynuował ją potem na tajnych kompletach. W 1943 roku - w wieku 13 lat! - Bohdan Zahorski pseudonim „Jasny” został zaprzysiężonym żołnierzem Armii Krajowej, działał w oddziale „Wrzosa”. O wojnie napisze po latach krótko: „widziałem okropne rzeczy, wojna to straszny czas”. Po wojnie czynnie działał w tradycyjnym harcerstwie, które przetrwało przez kilka pierwszych powojennych lat. Miał duszę społecznika.

Wybrał medycynę - dyplom uzyskał w 1955 roku na wydziale lekarskim Akademii Medycznej w Łodzi. Nigdy nie żałował tej decyzji. Lubił swój zawód, zwłaszcza pracę w szpitalu. Odbywając służbę wojskową w Poznaniu, miał propozycję pozostania w szeregach lekarzy wojskowych. Nie kontynuował wojskowych tradycji rodzinnych, bo „to już nie było przedwojenne wojsko”. Wrócił do szpitala w Skarżysku-Kamiennej, zrobił specjalizację z interny i medycyny przemysłowej. W tym okresie zawodowego życia pracował bez taryfy ulgowej. Kiedy nasiliła się jego choroba - kamica nerkowa - ratując zdrowie i życie, w 1970 roku wybrał lecznictwo uzdrowiskowe.

- To była jego najlepsza decyzja w życiu - komentuje przeprowadzkę w Karkonosze syn, Cezary Zahorski. Wybór Cieplic nie był przypadkowy. Lecznicza moc źródła „Marysieńka” sprawiła, że Bohdan Zahorski mógł zapomnieć o kamicy. Wspólnie z żoną Zofią, lekarzem pediatrą, współtworzył oddział reumatologii dziecięcej w sanatorium cieplickim. Ostatecznie wybrał pracę lekarza w cieplickim sanatorium MSW - gdzie pracował do emerytury.

Bohdan Zahorski spełniał się w roli lekarza („lubił leczyć ludzi, nie znosił za to biurokracji medycznej - powie żona). Od pacjentów, podobnie jak od siebie, wymagał dyscypliny. Sprawiedliwy, umiejący działać na kilku frontach jednocześnie, raptus, znakomicie sprawdzał się w roli organizatora. Był pierwszym prezesem Szkoły Narciarskiej Aesculap.

Równie ważna jak praca - była dla niego rodzina.
„23 lutego 1957 roku to bardzo ważna dla mnie data” - napisał po latach w swoich notatkach Bohdan Zahorski. W małym drewnianym kościółku w Skarżysku-Kamiennej ślubował Zofii. Małżeństwo przetrwało 51 lat.

- Bohdan dużo pracował, ale potrafił wykorzystywać czas wolny. Był głową rodziny, ale mnie... słuchał. Choleryk, bałaganiarz w domu, za chwilę dobry jak anioł. Był ze mną zawsze, nie nudziło go nawet chodzenie po sklepach, potrafił dobrać szminkę, obdarować kwiatem, gotował z fantazją... był wspaniałym mężem - wspomina Zofia Zahorska.

Kiedy w domu temperatura dochodziła do wrzenia, lubił mawiać: „panie Boże, za co ja tak kocham tę babę?”. Z panem Bogiem miał swoje utarczki. Wychowany w rodzinie katolickiej, ministrant, miał chwile zwątpienia, odejścia i powrotu do Kościoła.
Dusza towarzystwa, meloman (kochał muzykę poważną, z koncertu „Czerwono-Czarnych, jeszcze w młodości... wyszedł natychmiast), sypał dowcipami i cytatami zaczerpniętymi z łaciny. Kochał góry, wędrówki po Karkonoszach i Tatrach, szusowanie na nartach.
Kiedy już serce nie pozwalało mu szaleć na nartach, ostatni raz zrobił sobie wagary od choroby w Wielkanoc 2006 roku. Cały tydzień spędzili z żoną na nartach.

Typ poznaniaka, z zamiłowaniem do dyscypliny i punktualności, które wpajał synowi od najmłodszych lat. Kiedy w dorosłym już życiu syn, lekarz, żartobliwie mu to wypomniał - bardzo się przejął, że może był zbyt surowym ojcem.

- Lepszego ojca nie mógłbym sobie wyobrazić - odpowiedział mu syn, Cezary.
„Na pierwszym miejscu stawiał rodzinę: syna, żonę, na swoje przyjemności żałował czasu. Brakuje mi rozmów z ocjem, był otwartym, zorientowanym w świecie człowiekiem, przyjacielem dorosłego syna”.
Bohdan Zahorski zmarł 18 lipca 2008 roku.

Nowiny Jeleniogórskie nr 43/09.