To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Sukces to plany na przyszłość

Sukces to plany na przyszłość

Rozmowa z Jarosławem Rolą, konstruktorem i producentem rowerów napędzanych ręcznie dla osób niepełnosprawnych, uczestnikiem wyprawy na Kilimandżaro z fundacją Anny Dymnej „Mimo Wszystko” w 2007 roku, byłym członkiem kadry narodowej w narciarstwie alpejskim niepełnosprawnych, ośmiokrotnym mistrzem Polski w narciarstwie alpejskim.

W 1997 roku 17-letniego Jarosława Rolę poraził prąd. Stracił obie nogi. Usiadł na wózek. A później na rower, który sam skonstruował. Wjechał nim na Śnieżkę. I pomyślał o Kilimandżaro. Namówił Annę Dymną do zorganizowania wyprawy osób niepełnosprawnych. On jechał na rowerze, pozostali uczestnicy wyprawy byli wciągani na wózkach.  W 2009 Jarosław Rola roku założył firmę produkującą pierwsze na świecie rowery handbike dla osób z dysfunkcją kończyn dolnych i niepełnosprawnością dłoni.  

- Kiedy rozmawialiśmy w 2008 roku na łamach „Nowin Jeleniogórskich”, przeprowadził się pan właśnie do nowowybudowanego domu, urodziła się córka Gabrysia. Co się zmieniło przez tych siedem lat?

- Mam już dwójkę dzieci: ośmioletnią Gabrysię i czteroletniego Antosia. I właśnie zmieniłem siedzibę firmy na większą. Zaczynaliśmy w 2009 roku, jak każda porządna firma, od garażu.

- Doświadczenie osoby niepełnosprawnej na wózku potrafił pan przekuć w sukces zawodowy.  

- Dziesięć lat wstecz nigdy bym nie powiedział, że fascynować będą mnie rowery. Uprawiałem narciarstwo alpejskie. Rower traktowałem jako trening przygotowujący do startów narciarskich. Pierwszy rower typowo górski, którym wjechałem na Śnieżkę,  zbudowałem dla siebie w 2006 roku. Miał wiele wad, ale idea sprawdziła się. Pracowałem nad nowymi modelami aż do skutku. Zastosowaliśmy nowe technologie. Trudno nawet porównywać pierwsze modele z aktualnie produkowanymi.

- Testował pan rowery do skutku, czyli do własnej firmy.

- Okazało się, że nie ma takich rowerów na świecie, a jest dużo ludzi, którzy chcieliby z nich korzystać. Sam rynek pokazał nam drogę.

-Nam?

- Moja firma jest niewielka, rodzinna, pracuję z braćmi.

- Ale konstrukcja należy tylko do pana.

- Rzeczywiście, rowery sam projektuję. Wykonujemy na miejscu prototyp. Testujemy sprzęt, poprawiamy do skutku. Każdy z modeli służy do czegoś innego. Mamy w ofercie rower handbike szosowy i typowo górski do jazdy w trudnym terenie, czy cross country nadający się  na szosę i teren.

- Otworzył pan dla niepełnosprawnych góry na całym świecie.   

- Na naszych rowerach docierają tam, gdzie na zwykłym wózku nie daliby rady. Pewnie, że w głównej mierze zależy to od silnika, czyli siły osoby niepełnosprawnej. Na szosówkach można zrobić i dwieście kilometrów w ciągu dnia, ale w górach dwadzieścia kilometrów to już wyczyn.   

- Kiedy myśli pan o tym, co się udało zrobić w zawodowym życiu, pojawia się w myślach słowo ”sukces”?

- Miałem łatwiej. Dysponowałem niszowym produktem, którego nie było na rynku. To pomogło w rozwoju. Powiem tak: firma zmierza w dobrym kierunku. Jest plan rozwoju.

- Ale czy pan czuje się człowiekiem sukcesu?

- W pewnym sensie tak. Ale nie wiem, czy kiedyś powiem, że czuję się całkowicie spełnionym człowiekiem. Mam jeszcze tyle planów, które zamierzam zrealizować.  

 

Rozmawiała Małgorzata Potoczak-Pełczyńska

Komentarze (1)

Brawo panie Jarku! Trzymam kciuki!