To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Kruche życie zostawia trwały ślad

Kruche życie zostawia trwały ślad

Wspomnienie: Agnieszka Szwedzicka (1983 – 2012)

Agnieszkę poznałam dwa lata temu, tuż przed Bożym Narodzeniem. W szóstym dniu „tygodnia cudów”, jak roboczo nazwaliśmy świąteczny reportaż. O dzielnej dziewczynie samotnie borykającej się z pląsawicą czyli chorobą Huntingtona powiedzieli w Ośrodku Interwencji Kryzysowej. Agnieszka zgodziła się na opowiedzenie swojej historii. Mieszkała wtedy w wynajętym mieszkaniu w Cieplicach, stan jej zdrowia jeszcze na to pozwalał.Niska, drobna blondynka podbijała serca wszystkich swoim otwartym uśmiechem i śmiejącymi się oczami. Z rozbieganym ciałem kontrastowały jej spokojne oczy.     

Urodziła się w Zarębie koło Lubania. Pląsawicę, chorobę degenerująca ciało a później umysł, na zewnątrz objawiającą się nieskoordynowanymi ruchami ciała, odziedziczyła po babci i mamie.  Ostatnie „przytulenie do mamy” zapamiętała jako czterolatka. Później widziała ją może dwa razy w życiu. Mama zmarła na Huntingtona. Ojciec, alkoholik, umarł, kiedy Agnieszka miała 14 lat. Ukochana babcia trzy miesiące później. Mieszkała z ciocią. Skończyła handlówkę. Marzyła o założeniu rodziny i o dzieciach. O czwórce dzieci. Jako wolontariuszka opiekowała się nawet przez moment niepełnosprawnym maluchem.

Kiedy skończyła 17 lat, pojawiły się pierwsze objawy choroby Huntingtona. Zrobiła badania, odebrała wynik. Wiedziała, że nie zatrzyma choroby. Płakała tylko ten jeden raz. 

Wtedy, w cieplickim mieszkaniu przed Bożym Narodzeniem 2010 gotowała mi obiad, drżącymi rękami częstowała herbatą i mówiła, że inni mają gorsze choroby, że i tak miała szczęście, bo „jej pląsawica bez zaburzeń psychicznych”, że kocha muzykę i spacery, że chciałaby znaleźć połówkę, „ale musi być dobry”.  Nie narzekała na los, nie znosiła litości. Nawet nie bardzo narzekała na ludzi, którzy widząc ją na ulicy, wyzywali od pijanych. Ściszała tylko wtedy głos. Jakby wstydziła się za nich. I powtarzała: „staram się nie myśleć, co dalej”.

Wtedy, przed Bożym Narodzeniem 2010 zostawiłam Agnieszce kubek z napisem: „czasami wydaje nam się, że świat jest podły. Nic nie wychodzi, czujesz się mały i opuszczony. Ale gdzieś na niebie świeci mała gwiazdka dla Ciebie, która cicho szepce, nie martw się, wszystko będzie dobrze”.

I wydawało się, że gwiazdka zaświeciła. Po wydrukowaniu reportażu w „NJ” Agnieszką zaopiekował się Jerzy Sulimir z Polskiego Stowarzyszenia Choroby Huntingtona. Od firmy Dialog Agnieszka dostała w podarku wymarzonego laptopa. „To mi się zdarzyło pierwszy w życiu. To, że spotkałam tylu dobrych ludzi. A pan Jurek to mój stróż” - mówiła Agnieszka. A jej oczy tak się śmiały.

„Otwarta, lubiana, szybko nawiązywała kontakt z innymi. Wszystkich obdarzała zaufaniem. Czasem wręcz za dużym” - wspomni Agnieszkę Jerzy Sulimir. 

No i w końcu poznała Marcina, swoją połówkę. Odtąd przemierzali ulice Jeleniej Góry razem: wysoki chłopak trzymający za rękę kruchą jasnowłosą dziewczynę, która szła albo biegła obok niego niezbyt pewnym krokiem.  

„Zabierałem ją wszędzie ze sobą. Wszyscy lubili tę słodką kruszynę od pierwszego wejrzenia. Wystarczyło, że się uśmiechnęła, przywiązywali się do niej. Ona do nich. Brakowało jej rodziny. Czasem do starszej pani, którą polubiła, mawiała „mamo”. Była kochana. Nawet, jak się pokłóciliśmy, wracaliśmy do siebie najdalej po dwóch dniach. Ja nie mam rodziny, moja mama chorowała na schizofrenię. Agnieszka sama. Rozumieliśmy siebie” - powie o Agnieszce Marcin. We wrześniu Marcin zdążył jeszcze spełnić jej drobne marzenie – poszli z domu na piechotę na Górę Szybowcową. Agnieszka uwielbiała przyrodę i spacery. Ostatnio coraz gorzej chodziła. Miała problemy z przygotowaniem posiłków. Marcin pomagał w codziennych czynnościach. Czasem Agnieszka pytała: „nie wstydzisz się mnie?” Miała świadomość choroby i bała się, że będzie dla kogoś ciężarem. 

„Wiedziała, że nie zostało jej dużo życia. Bawiła się nim jak  dziecko żyjące chwilą” - doda Marcin, patrząc na ich wspólne zdjęcie.  Dokładnie taka była w realu jak na tym zdjęciu.

Bo Agnieszka miała w sobie  radosną naiwność dziecka, która czasem przysparzała jej kłopotów. I niezawinioną niefrasobliwość. W to mgliste grudniowe popołudnie Agnieszka zapakowała walizkę i laptopa, z którym się nie rozstawała. Chciała zdążyć na autobus do Lubania. Jechała do dziadka, z którym czuła się bardzo związana. Weszła na ulicę Wolności 30 metrów przed pasami pod nadjeżdżający samochód.

Grudniowy dzień, w którym poznałam Agnieszkę, nazwałam „kruchy jak życie Agnieszki”. Dwa lata później, w grudniowym dniu przyszło nam pożegnać dziewczynę, która wbrew przeznaczeniu, wbrew wpisanemu  w jej los odchodzeniu, kochała życie, umiała się nim cieszyć i tą radością zarażać innych. Ulotne życie czasem zostawia trwały ślad.  Agnieszkę zapamiętamy. Wierzę, że obraz dziewczyny słaniającej się na nogach niekoniecznie będzie odtąd  wyznacznikiem osoby pijanej. Może ktoś jest chory i potrzebuje, żebyś zaświecił dla niego małą gwiazdkę na niebie? Choćby ulotną i kruchą. Jak życie Agnieszki.

Komentarze (11)

Piękną dziewczyną była Agnieszka, a Marcinowi mógł niejeden chłopak zazdrościć tak ładnej i pogodnej dziewczyny. Wspaniała, choć krótka, opowieść - opowieść w sam raz na ten świąteczny poranek i za tę właśnie chwilę nostalgii, za potrzebę zatrzymania się na chwilę i porozmyślania nad sensem życia, a więc nad darem, który otrzymaliśmy, dziękuję Pani, Pani Redaktor, dziękując jednocześnie Agnieszce, choć Jej nie znałem - chciałbym umieć tak kochać nie tylko życie, jak potrafiła to czynić Agnieszka...

Przypominam co pisaliście http://nj24.pl/article/potracenie-pieszej-przy-biedronce zastanówcie się na przyszłość, zanim zaczniecie ferować wyroki...

Witaj Marcinie! Jak znajdziesz chwilkę odezwij się do mnie na kamkrys@poczta.onet.pl Pozdrawiam

Jeśli możesz jestem również często na skypie. Mam nadzieję,że pamiętasz mnie. Kłaniam się

Bardzo wzruszająca opowieść... każe zastanowić się, zwolnić, przystanąć, rozejrzeć się...

Piękna opowieść dziekujemy radakcji nj24 oraz Agnieszce której nie znałam ale przeżywałam jej odejście,była na to za młoda...
Spoczywaj w spokoju.
Dziekuje również Marcinowi że miał tak dobre serce.

właśnie , każdy z choroba ma prawo tak żyć jak zdrowy.Inni zawsze wydają pochopne zdanie'pijana".. ja ratowałam chłopakowi życie a inni go kopali bo mówili "pijany" a chłopak miał padaczke... spieszmy się Kochać ludzi tak szybko odchodzą.

Spotykałam tę piękną dziewczynę z przystojnym chłopakiem na ulicach miasta....domyślałam się,że jest chora....jaka cudowna była z nich para....Spoczywaj w spokoju...

Nie znalem ale wiem że musiała być cudowną istotą.

RIP Aga

Jeżeli chcecie się więcej dowiedzieć o tej strasznej chorobie, to kliknijcie tutaj: http://pl.wikipedia.org/wiki/Pl%C4%85sawica_Huntingtona Mam nadzieję, że ilekroć spotkacie na swej drodze osobę zataczającą się, to zapali się w Waszych głowach czerwone światełko, które każe się Wam zatrzymać i zastanowić się, czy właśnie ta osoba nie potrzebuje Was, Waszej (także i mojej) pomocy...