To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Żyje w tych, którzy go kochali

Żyje w tych, którzy go kochali

Wspomnienie o o Michale Pelzerze (1942-2004)

Wokół czuć było mocną woń, woń świeżo skoszonej trawy. Wszystko niemal już całkiem przebudzone po minionej zimie, próbowało rozwinąć skrzydła do nowego życia, chociaż był to dopiero początek lata. Tak pięknie. Ale żeby coś rozkwitło, coś musi zgasnąć, taka jest nieubłagana kolej rzeczy, której nie sposób zmienić. I choć tysiące ludzi umiera każdego dnia, a w ich miejsce przychodzą nowi, nie zapominamy. Nie zapominamy tych, którzy odeszli, szczególnie tych najbliższych, bo ich bardzo kochaliśmy. W naszej pamięci pozostaje miłość i dobro, zrozumienie i współczucie wreszcie pomoc i wdzięczność. Tak naprawdę w naszym krótkim życiu nie liczą się sentymentalne frazesy, ale wymierne cuda, których sprawcami są zwykli ludzie i to im właśnie pamiętamy. Cud to wielkie słowo powiedzą niektórzy, jednak ci, których on dotknął, wiedzą to najlepiej.

9 czerwca mija pięć lat, kiedy ostatni raz skalpel w rękach dr. hab.n.med. MICHAŁA PELZERA otwierał drogę do czyjegoś zdrowia, a może i życia. Doktor Michał Pelzer całe swoje zawodowe życie związał z Jelenią Górą. Przez 27 lat był ordynatorem oddziału chirurgicznego Szpitala Wojewódzkiego w Cieplicach, a po jego likwidacji oddziału chirurgicznego w Jeleniej Górze. W trakcie tych wszystkich lat obronił pracę doktorską, a następnie habilitacyjną, opartą o opracowaną przez siebie nowatorską metodę leczenia. Zawsze otwarty na nowe wyzwania, ciągle doskonalił swoje umiejętności w trakcie pobytu na wielu zagranicznych szkoleniach, stypendiach i sympozjach w krajach Europy i w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Wykształcił ponad 20 asystentów, którzy dziś kontynuują stworzoną przez niego „jeleniogórską szkołę chirurgii”.

Odszedł kilka lat po przeniesieniu oddziału chirurgii do „nowego szpitala”. Nowy tylko z nazwy i nowoczesnej infrastruktury, nie oznaczał lepszego w każdym wymiarze. Sterylny i syntetyczny, ale odarty z duszy, współczucia, a często z człowieczeństwa. Pozbawiony historii i pamięci murów, które były świadkami wielu dobrych zdarzeń.

Nowy, pozbawiony spojrzenia figury Matki Boskiej witającej chorych u wejścia i dającej nadzieję. Nadzieję tym, którzy wierzyli, i tym wątpiącym. Tak jak skutecznie czas leczy rany, równie skutecznie zaciera wspomnienia. I choć to może miejsce i czas, nie trzeba wymieniać ni zasług, ni osiągnięć czy tytułów. Trzeba przypomnieć, że ktoś taki był i nie umarł cały, bo żyje w tych, którzy go kochali, i w tych, których uratował i dał na powrót cieszyć się zdrowiem i życiem. I nie był zwyczajny, przeciętny, bo tak o dobrym chirurgu nie godzi się mówić.

Tym, którzy dobrą myślą wspomną i zapalą w zaciszu domowego ogniska płomyk świecy, by w jej blasku mógł znów stanąć przy stole operacyjnym tam... bardzo daleko, dziękuję

Ewa Pelzer

Nowiny Jeleniogórskie nr 23/09.