To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

„Lilla Weneda” na inaugurację sezonu i 40.JST

„Lilla Weneda” na inaugurację sezonu i 40.JST

W sobotę, 25 września, na Dużej Scenie Teatru Norwida w Jeleniej Górze premiera „Lilli Wenedy” Juliusza Słowackiego w reżyserii Krzysztofa Prusa zainauguruje nowy sezon teatralny i 40. Jeleniogórskie Spotkania Teatralne.

„Lilla Weneda” jest śmiałą i zaskakującą propozycją w repertuarze współczesnego teatru. Krzysztof Prus, reżyser spektaklu, daleki jest od twierdzenia, iż twórczość romantyków stoi w sprzeczności z  oczekiwaniami współczesnego odbiorcy sztuki: 

-Prawdziwy romantyzm polega na łączeniu ze sobą sprzeczności – tłumaczy Krzysztof Prus – Na podstawie choćby repertuaru kinowego, epatującego okrucieństwem i ckliwą romantyką, widzimy, jak dziś poszukujemy tych sprzeczności.

Dlaczego właśnie Słowacki? 

-Uważam go za najlepszego polskiego dramaturga – odpowiada reżyser – Nie było po nim nikogo, kto tak potrafiłby wejść w duszę kobiety. Te postaci, wbrew pozorom, nie są ckliwe i sentymentalne. To silne kobiety, czasem mocno pokomplikowane wewnętrznie, które o coś walczą.

Balladynę, Kordiana znają wszyscy. „Lilla Weneda” to jeden z najmniej znanych dramatów Słowackiego.

-W „Lilli Wenedzie” opowiedziana jest historia, która nurtuje nas i dziś. W momencie, kiedy wiara, kościół przechodzą głęboki kryzys, pada pytanie: do czego ten świat zmierza? Ten problem Słowacki postawił ostro w „Lilli Wenedzie”. 

W „Lilli Wenedzie” walczą ze sobą dwa mityczne ludy, dwa światy: racjonalny świat Lechitów – świat najeźdźców, świat Zachodu i drugi – Wenedów, którzy bronią swojej wiary, swoich bogów, ludzi żyjących w zgodzie z naturą. Lechici są silniejsi, muszą zniszczyć Wenedów.

-To historia, która powtarza się w naszej kulturze, kiedy Zachód najeżdża Wschód. Biały człowiek wygrywa, bo jest silniejszy, ale jednocześnie przeżywa duchowy kryzys – dopowiada Krzysztof Prus. Jego zdaniem, geniusz Słowackiego polegał na tym, że pomiędzy dwa światy wsadził jeszcze trzeci, świat misjonarzy. Nowa wiara, którą przynoszą misjonarze, już jest skostniała, zamknięta w doktrynie, rozbija się o ludzkie małości. Jedyną prawdziwą chrześcijanką z ducha jest tytułowa Lilla Weneda, córka króla Wenedów. Musi zginąć, bowiem wyznaje kodeks wartości, który chrześcijanin wyznawać powinien. Przeżywają ci, którzy kodeks przyjmują... z cynizmem, bo tak im wygodnie.    

-Sympatyzuję z Lilla Wenedą, bo chciałbym być taki, jak ona – przyznaje reżyser - ale nie staję po żadnej stronie. Opowiadam pewną historię. Być może to sztuka o tęsknocie, aby słowo „tak” znaczyło TAK, a słowo „nie” – znaczyło NIE.

Krzysztof Prus postaci z „Lilli Wenedy” nie ubiera w kostium historyczny. Uważa, że klątwą dla „Lilli Wenedy” były inscenizacje, które odczytywały dramat jako nawiązanie do wydarzeń aktualnych – Powstania Listopadowego.

-W „Lilli Wenedzie” nie ma aluzji politycznych, Słowacki stworzył świat, na którego przykładzie możemy zauważyć mechanizmy, które rządzą ludźmi do dzisiaj. Poza wszystkim... „Lilla Weneda” to piękna historia miłosna o córce, która została odrzucona przez własnego ojca. Teatr bez opowiedzianej w nim historii, bez człowieka – bohatera na scenie, z którym mogę się utożsamiać, mogę się kłócić, ale który coś przeżywa i mnie to przejmuje... bez tego  teatr nie ma racji bytu.