Na konferencję w Hotelu Artus w Karpaczu przybyło kilkudziesięciu zdesperowanych przedsiębiorców. – Nie możemy pracować i nie dostajemy żadnej pomocy. Tak jak w innych miejscach Polski musimy zacząć działać. Otwieramy się – można było usłyszeć na wstępie.

 

Katarzyna Pohorecka, do niedawna prowadziła dzierżawiony hotel „Perła Karkonoszy”. Właśnie zdała obiekt i próbuje utrzymać rodzinę z małego bistro. Jej mąż, przewodnik i pilot wycieczek także jest bez środków do życia. – Tak nie można żyć – mówi. 

 

– Mam 44 tys. zł kosztów miesięcznie, pomoc jaka otrzymałem dotąd to nieco ponad 2 tys. zł postojowego oraz 5 tys. bezzwrotnej pożyczki pod warunkiem, że w ciągu trzech miesięcy nie zamknę działalności. Mam odroczone raty leasingowe, z 18 pracowników, pozostało w firmie 6. Ja nie mam zielonego pojęcia, co mam teraz zrobić. Nie mam wyjścia, muszę zacząć pracować. Otwieram się – mówi Tadeusz Kalupa, właściciel firmy „Karpacz-bus”.

 

– Rząd ostatnio wciąż mówi o miliardzie dla turystyki. Ludzie nam wypominają, że przecież dostajemy taką dużą pomoc. A to jest miliard złotych, ale dla gmin. Z tego 700 mln zł na inwestycje , a 300 mln na umorzenia podatków. Samorządy nie udzielają pomocy finansowej przedsiębiorcom. Ważne, żeby ludzie to zrozumieli. Te pieniądze nie zmienia naszej sytuacji – Adrian Szymczyk, właściciel dwóch pensjonatów w Karpaczu.

 

– Zamknięto nas w domu, pozbawiając nas środków do życia. Rząd jest głuchy na nasz głos. Jedyne na co możemy liczyć, to niezależne sądy. Przypomnę, że sąd w Opolu orzekł, że rozporządzenie rady ministrów zakazujące działalności gospodarczej jest niezgodne z konstytucją. Jeśli chcą nas zamknąć, to niech wprowadza stan klęski żywiołowej i wypłacą nam odszkodowania – powiedziała Małgorzata Chełchowska, przedstawicielka przedsiębiorców. Wskazywała na niejasne, niepotwierdzone naukowo powody rządowych decyzji. Tymczasem wywołują one realne dramaty i właścicieli biznesów obsługujących ruch turystyczny i pracowników, którym nie ma z czego płacić. – W sezonie letnim przez nasz region przewinęło się 2,5 mln turystów, a zakażeń było 20. My po prostu potrafimy zadbać o naszych gości, stworzyć bezpieczne warunki pobytu i wypoczynku – podkreślała Małgorzata Chełchowska.

 

– Sytuacja jest tragiczna. Stoki są nieczynne. A nie ma żadnych badań, które by mówiły, że uprawianie sportu na świeżym powietrzu jest niebezpieczne i może się przyczynić do wzrostu zakażeń. Apeluję do wszystkich „wyciągowców”: otwierajmy się! – namawiał Jędrzej Stanek, współwłaściciel stoku Relax w Karpaczu, dający prace około 35 osobom. Przypominał, że wielu przedsiębiorców ma kredyty, ponosi koszty utrzymania gotowości na stokach, a zasadnicza część sezonu i tak już przepadła. – Jeśli teraz się nie otworzymy, to w marcu i w kwietniu będziemy wyprzedawać armatki śnieżne i pozostały sprzęt – argumentował.

 

Jak ocenia Małgorzata Chełchowska, w Karpaczu w poniedziałek otworzy się około stu obiektów noclegowych i gastronomicznych, mniej ich będzie w Szklarskiej Porębie i Świeradowie Zdroju. – Myślę, że stopniowo będzie przybywać przedsiębiorców, którzy wznowią działalność. Dzisiaj wielu z nich się boi, ale nie koronawirusa, tylko kontroli, mandatów i kar administracyjnych. Wiemy, że te represje są niezgodnie z prawem. Wiemy też, że nie każdy czuje się na siłach, żeby podejmować takie takie działania – mówiła. Dodała, że zorganizowani przedsiębiorcy współpracują z kancelarią prawną, która w razie problemów pomoże w konkretnych sytuacjach, np. w kontaktach z policją czy pracownikami sanepidu. 

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.