To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Dlaczego policjant odjechał z miejsca wypadku

Dlaczego policjant odjechał z miejsca wypadku

Jakub Orzeszek może mówić o szczęściu. Gdy zobaczy się samochód, w którym miał bliski kontakt z drzewem, wierzyć się nie chce, że skończyło się na złamanym nosie i ogólnych potłuczeniach. Już opuścił szpital, czuje się dobrze i mógłby o koszmarnym wypadku zapomnieć, gdyby nie policja wmawiająca mu, że wtedy działo się coś zupełnie innego niż zapamiętał…

Kto był na łuku drogi?
Do zdarzenia doszło w sobotę, w Sobocie około 14. Jechał z rodzinnej Gorczycy w kierunku Lwówka. Tuż przed Sobotą, na łuku drogi zobaczył ścinającego zakręt jego stroną nissana, próbował ratować się ucieczką na pobocze, miejsca było jednak za mało, samochód zatrzymał się na drzewie, dachował.

Ani na chwilę nie straciłem przytomności, widziałem co się wokół dzieje – zapewnia pan Jakub. Jest pewny, że w nissanie, który zajechał mu drogę były dwie nieznajome mu osoby. Widział też w lusterku, że kierowca nissana odrobinę przyhamował („zapaliły się światła stopu”) a potem odjechał. Nissana na pewno widziało też dwóch mieszkańców Soboty, którzy pierwsi przybiegli na miejsce wypadku, choć byli dość daleko i mogli nie dostrzec szczegółów. Po chwili przy zdarzeniu zatrzymał się przejeżdżający samochód dostawczy, jago kierowca zadzwonił po policję, pogotowie i pojechał po ojca pana Jakuba.

Sam poszkodowany właśnie wygramolił się ze zniszczonego auta, kiedy ze zdumieniem stwierdził, że właśnie – po upływie jakichś dwudziestu minut – na miejsce wypadku przyjeżdża dobrze przez niego zapamiętany nissan. Tyle, że teraz za kierownicą siedział zupełnie ktoś inny, człowiek którego dobrze zna („nie towarzysko, ale z twarzy”), bo to dawny mieszkaniec sąsiedniej miejscowości. Obecnie funkcjonariusz policji w Bolesławcu, który stwierdził, że to on jechał nissanem, a nie zatrzymał się dlatego, że widząc poważny wypadek popędził do domu po komórkę (nie miał jej przy sobie), żeby wezwać pomoc. Było jeszcze jedno zaskoczenie, na miejscu zdarzenia pojawił się były szef lwóweckiej drogówki aspirant N.

Cały artykuł w „Nowinach Jeleniogórskich” nr 26/10.

Komentarze (5)

TO JEST NASZA POLICJA SAMI NAGMINNIE ŁAMIĄ PRAWO CHRONIĄ PRZESTĘPCÓW A POSZKODOWANY NIE MA PRAWA SIĘ BRONIĆ TYCH NIEROBÓW DO WYMIANY

Jako mieszkaniec Szklarskiej Poręby powiem, że kiedyś nasza milicja, a póżniej policja w naszym mieście lepiej działała. Mieliśmy swoich dzielnicowych, którzy wszystko wiedzieli. Teraz nasza szklarskoporębiańska policja jest "cichociemna" - nie ma żadnej orientacji w mieście.

Do miłosnika policji. Należy zlikwidować Komisriat Policji w Szklarskiej Porębie. Nasi policjanci tylko pozoruja pracę. Ciągle wysiadują na terenie komisariatu zamiast patrolować ulice.

Tylko dlaczego nikt nie napisał kim jest w tej bajce aspirant N?!To ja wyjaśnię,aspirant N jest teściem brata Wiesława K!