To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Gest Kozakiewicza

Gest Kozakiewicza

Rozmowa z Władysławem Kozakiewiczem, słynnym polskim sportowcem, rekordzistą świata i mistrzem olimpijskim w skoku o tyczce, kandydatem na Senatora RP w okręgu wyborczym nr 1, obejmującym powiaty: lwówecki, lubański, zgorzelecki, bolesławiecki. 

 

- Czy start w tegorocznych wyborach do senatu to kolejny „gest Kozakiewicza”?
- Wiele osób mnie o to pyta. Ten mój słynny gest z wygranej olimpiady w Moskwie jest solidnym podkładem, mówiącym o mojej życiowej postawie. Ludzie kojarzą mnie z tego gestu i 80 proc. osób, z którymi rozmawiam pyta, czy ja teraz pokażę ten gest? Po wyborach może być okazja... To jednak nie jest mój główny atut. Głównym atutem jestem ja sam.
- Dlaczego bierze się pan za politykę?
- Dlaczego sportowiec idzie do polityki? To co, że tylko polityk może iść do polityki? A kto jest politykiem? Wszyscy jesteśmy politykami i wszyscy mamy prawo do wyboru. Czy mądrzejszy jest polityk, który dłubie w nosie albo je kanapkę w Sejmie, czy Kozakiewicz, który całe życie walczył, żeby pokazać Polskę Polską, jacy naprawdę jesteśmy, że możemy zwyciężać? Ja byłem przedstawicielem Polski w komunistycznym czasie. Nie wiem, może za to zabiorą mi jeszcze zloty medal olimpijski, bo zwyciężałem w PRL-u, ale ja rozsławiałem Polskę w swoim czasie i tym, co potrafiłem najlepiej. Chciałbym, żeby ludzie to zauważyli. Mogą mnie widzieć oczywiście wyłącznie jako sportowca, ale ja mam dużo większą wartość jako człowiek, jako Polak, który zrobił wiele i wciąż robi coś dla Polski. Niech mi pokażą polityków z obecnego okresu, którzy zrobili dla Polski coś bardzo ważnego.
- Zna się pan na polityce?
- Nie można powiedzieć, że nie mam pojęcia o polityce. Poza tym, nie przypuszczam, by 90 procent tych, którzy teraz siedzą w Sejmie, wiedziało, co robi. Niektórzy dostają na kartce to, co mają powiedzieć, oni to mówią, nawet jak nie wiedzą, co mówią, i tu kończy się ich cala rola. No, mają jeszcze podnieść rękę i nacisnąć guzik. To nie są dobrzy politycy. Ja jestem otwarty na świat, wiem, co się dzieje wokół, o czym ludzie mówią w Polsce i za granicą. Spotykam się z ludźmi, którzy tłumaczą wiele spraw, mówią jak fajnie było, ale też pytają: co wy teraz robicie? Po jakimś czasie za granicą nie mówiło się już o złodziejach z Polski. O Polsce mówiło się bardzo pozytywnie. A w tej chwili zaczyna się mówić o Polsce coś zupełnie innego... I wielu ludzi ma do mnie o to pretensje i pyta, dlaczego ja nic nie robię. Dlatego nie rozumiem, jak ktoś pyta dlaczego sportowiec chce się bawić w politykę? Tak, chcę się zajmować polityką, bo nie mogę być obojętny, chcę pracować. Chcę, żeby ludzie widzieli, co ja mogę zrobić, i tu mam pole do popisu.
- Co chce pan zrobić dla Polski, dla nas?
- Widzimy, jak dziś żyjemy, jakie mamy problemy. Jedna część Polski mówi, że jest bardzo dobrze, druga, że jest bardzo źle. Ja mam swoją wizję. Mogę rozmawiać z jednymi i z drugimi ludźmi, ponieważ się z nimi znam. Nie jestem partyjnym betonem, który siedzi na stołku i myśli wyłącznie o tym, co jest dobre dla niego. Ja się znałem z Lechem Kaczyńskim, znam się osobiście z Jarosławem Kaczyńskim. Zaczynam od nich, żebyście nie myśleli, że ja tych ludzi oczerniam, nie. Znam też Lecha Wałęsę. Znam też całą opozycję. W Sejmie wchodziłem do PiS-u na herbatkę, do PSL-u na koniaczek, do Palikota na obiad i do PO na kawkę. Przechodziłem jednego dnia przez wiele gabinetów, bo każdy chciał poznać Kozakiewicza i z nim porozmawiać, zapytać, co myśli o tym i o tamtym, dlaczego startuje z tymi, a nie z innymi. To są pytania wierchuszki polityków. Bo ja jestem bezpartyjny, mam wybór i jestem pomiędzy tym wszystkim. Dlatego mogę rozmawiać o przyszłości Polski z każdym i może kogoś uda mi się skutecznie przekonać do czegoś. Nie będę odpowiedzialny za wszystko, nie będę zmieniał wszystkiego i nie mogę zmieniać wszystkiego, nie mam takiej szansy. Ale jako senator, człowiek, Kozakiewicz mam na tyle zdrowia i inwencji twórczej, żeby rozmawiać z każdym, aby przede wszystkim dla mojego regionu (bo cała Polska dla mnie samego to za dużo), dla mojego okręgu tutaj walczyć o lepsze życie, o to, co mi leży na sercu.
- Sport przede wszystkim?
- Sport leży mi, oczywiście, na sercu. Słyszę, że nie ma tego, tamtego, a może dałoby się załatwić. Spróbujemy. Ale sport to nie wszystko. Szkolnictwo. Przecież ja jestem nauczycielem! Od 1 sierpnia tego roku jestem wprawdzie na emeryturze, ale dzięki temu nareszcie mogę o coś dla nauczycieli powalczyć. Wiem, jak można inaczej, lepiej, tylko trzeba to przełożyć na życie. Dlatego wydepczę ścieżki, zedrę obcasy, żeby coś załatwić i dojść do wielu osób, które będą mogły w tym pomóc. Seniorzy. Przecież ja też jestem już seniorem, emerytem! Może nie wyglądam, ale jestem i dla nas, seniorów, chciałbym zrobić dużo więcej.
- Coś konkretnego?
- Chcę walczyć o emerytury bez podatków, bo to dużo więcej niż te 880 zł raz na rok wyborczej „trzynastki”. Zdjęcie podatków z emerytur daje dużo więcej. Takich spraw jest wiele. A są mi najbliższe i najbardziej oczywiste. I nie są dla mnie czymś nowym. W kraju prowadziłem taką akcję dla seniorów, żeby ich wyciągnąć z domów, ruszyć troszeczkę. „60+”, to był taki projekt rządowy z błogosławieństwem Ministerstwa Sportu, Ministerstwa Zdrowia i Ministerstwa Polityki Społecznej. Bo ja w tej polityce już przecież byłem, nie siedziałem w domu.
- A dla nas tutaj?
- Tutaj, w moim regionie, będę miał najwięcej pracy. Bo nie zamierzam siedzieć w Warszawie i czekać tylko na coś do podpisania i przegłosowania. Chcę działać dla regionu. Miałem spotkanie w szkole w Pieńsku. Tam dzieci wyjeżdżają 40 km na basen, żeby nauczyć się pływać. Za wszystko płacą rodzice. Utopiło się dziecko w rzece... Rodzice robią więc, co mogą, żeby dzieci nauczyły się pływania. Trzeba im pomóc. My jeszcze w tych strasznych komunistycznych czasach wszyscy pływaliśmy i trzeba było się tego nauczyć. Tylko trzeba mieć gdzie uczyć się pływać. To ważne rzeczy dla szkół, dla sportu, dla bezpieczeństwa, dla dzieciaków. Pomocy potrzebują też kluby sportowe, które działają wszędzie. W wielu dyscyplinach mamy dużo do zrobienia, a na to potrzeba pieniędzy! I ja muszę szukać tych pieniędzy, pomagać je zdobywać. I z tym mogę wydeptywać też ścieżki do Europy, bo w Europie też wiedzą, kto to jest Kozakiewicz.
- Skoro jest pan bezpartyjny, politycznie niezależny i mógł iść do wyborów z wszystkimi, to dlaczego akurat idzie pan z Koalicją Obywatelską?
- Bo Koalicja Obywatelska, to ci wszyscy różni, którzy stworzyli jedność. Wcześniej, przez osiem lat rządzenia i teraz, przez 4 lata opozycji zbudowana została jedność z poszanowaniem wewnętrznej różnorodności. To jedność, która pozwala coś budować. W wyborach do Senatu pod popularnym szyldem można wystawić konia i ten koń wygra wybory, bo ludzie ślepo zagłosują na kogoś, kogo nawet nie znają. Mamy w tym regionie człowieka, który teraz jest w Senacie, ale kto go zna? Nie widać go tutaj, obecny jest tylko w czasie wyborów. W wielu rozmowach słyszę pytania, o to, kto jest moim konkurentem. Gdy podaję nazwisko i informację, że rządzący wystawiają tego pana, słyszę pytanie: a kto to jest? Osobiście nie znam człowieka, bo on jest tutaj nieobecny, więc nie mogę zbyt wiele na jego temat powiedzieć, ale dziwię, że w takiej sytuacji ludzie go wybierają. Jeżeli walczy się o udział we władzach państwowych, to trzeba widzieć, co się dzieje wokół domu. Ja też nie wiem o wszystkim. Ale spotykam się ludźmi i rozmawiam o ważnych sprawach. Mnie nie pytają, kim jestem...
- Parlamentarzyści zajmują się sprawami całego kraju, nie tylko jednego regionu...
- Oczywiście. Ale Polska składa się z regionów. Z wielu regionów i każdy ma indywidualną specyfikę, więc nie sposób wszystko o nich wiedzieć. Na szczęście mam przyjaciół w całej Polsce i mam skąd czerpać wiedzę. Ludzie mnie znają, wiele drzwi otwiera się przede mną i gabinetów władzy, bez względu na to, kto w nich zasiada. Przychodzę i słyszę „O, panie Władku to, tamto...”. Najpierw rozmawiamy o sporcie, o przeszłości, a w końcu pada pytanie: z czym pan przychodzi? No i mówimy o ważnych sprawach do załatwienia. Teraz będę próbował też wchodzić na siłę, nie tylko, żeby się przywitać.
- Czuje się pan na siłach?
- Mam na tyle siły. I dużo czasu, żeby faktycznie pochodzić za ważnymi sprawami. Ja naprawdę mieszkam teraz w Lubaniu i będę tutaj, zostaję w regionie. Nawet jak nie wejdę do Senatu, to będę tutaj i będę miał czas, żeby porozmawiać, spotkać się, spróbować o coś zawalczyć, ale możliwości będą mniejsze. Dlatego chcę, by ludzie dali mi większą moc.

Publikacja sfinansowana przez KWW Koalicja Obywatelska PO .N iPL Zieloni 

Władysław Kozakiewicz - historia 1.jpg
Władysałw Kozakiewicz - KO.jpg