Beata i Ryszard uwielbiają swojego kota. Wzięli go szesnaście lat temu ze schroniska, dali mu ciepły dom i czułość. – To nie jest kanapowiec. Zawsze wychodziła przez okno w kuchni i włóczyła się po okolicy, potem wracała, najadała się, odpoczywała. Lubiła spać z nami – mówi pani Beata. Od jakiegoś czasu właściciele Buni pracują w Niemczech i wyjeżdżają na parę tygodni. – Wtedy kotką opiekuje się sąsiadka i jej syn. Mają klucze. Uzupełniają wodę i jedzenie, wypuszczają i wpuszczają do domu, zmieniają piasek w kuwecie – mówi pan Ryszard. Kiedy właściciele kotki zjeżdżają do Polski nadrabiają zaległości weterynaryjne. Korzystają z dwóch gabinetów. Ostatnio byli w czerwcu na odrobaczaniu, na badaniu, pobraniu krwi. Stareńka Bunia jest chora na nerki, dostała lekarstwa. – Sam jej dawałem zastrzyki, na zlecenie weterynarza, i potem poczuła się lepiej – mówi pan Ryszard, pokazując książeczkę z kolejnymi wpisami z wizyt u weterynarza. Wszystko się zmieniło podczas ostatniego wyjazdu. 10 lipca w internecie wolontariuszka DIOZ opublikowała zdjęcie Buni, która miała być zapchlona, zagłodzona i ogólnie w fatalnym stanie. Napisano w notce, że błąkała się – Nasza kotka jest stara, schorowana, nie ma zęba, nie wygląda tak jak kiedyś, ale bardzo o nią dbamy. Wtedy, kiedy nie wróciła do domu, sąsiadka cały dzień przychodziła otwierała okno i wołała ją – zapewnia pani Beata.

Właściciele Buni, mnóstwo ich znajomych i przyjaciół próbowało się skontaktować z Konradem Kuźmińskim i Krystyna Pietruszką, szefostwem DIOZ, aby sprawę wyjaśnić. Bez skutku. Beata i Ryszard odbyli kilka wypraw do ośrodka DIOZ w Dziwiszowie. Znowu bez efektu. W międzyczasie dowiedzieli się, że kotka jest w domu zastępczym.

Pan Ryszard jest trenerem brazylijskiego jiu jitsu. Swoim podopiecznym działaczy DIOZ nie raz stawiał za przykład jako ludzi ideowych, którzy służą dobru. Teraz jest zdziwiony sposobem działania tej organizacji. – Odmówiono mi nawet próby wyjaśnienia, rozmowy. Jeśli DIOZ poniósł jakieś koszty, byliśmy gotowi ponieść zapłacić. W jakim świetle oni nas stawiają?! Zadeklarowaliśmy, że lepiej zorganizujemy opiekę nad naszym kotkiem – mówi. Zapowiada, że sprawę zgłoszą do prokuratury.

Krystyna Pietruszka, wiceszefowa DIOZ, podkreśla, że kotka Bunia nie została odebrana, a została po prostu znaleziona. – Ona była zaniedbana, zapchlona, zagłodzona. To nie jest nasza opinia, ale opinia weterynarza. Jak się ma zwierzę, to się trzeba nim zajmować, a nie je zostawiać – mówi. Według jej rozeznania, w momencie znalezienia, kotka nie była od kilku dni w żadnym pomieszczeniu. Krystyna Pietruszka jest daleka od przypisywania złych intencji właścicielom Buni. Kiedy byli na miejscu zapewne dobrze się nią opiekowali. Kłopot w tym, że kiedy wyjeżdżali, stara schorowana kotka była zdana na siebie, pozbawiona opieki, a osoba, która miała mieć nad nią pieczę okazała się nieodpowiedzialna. – Mamy taką zasadę, że jeśli zwierzę znajdujemy w tak kiepskim stanie jak kotkę tych państwa, to już jej nie oddajemy. Nie mamy już zaufania – mówi działaczka DIOZ. 

Napisz komentarz


Masz ciekawą sprawę? Czekam na info!

Portal

Zgłoś za pomocą formularza.