To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Premiera w Norwidzie: ring wolny…

Fot. Robert Czepielewski / Teatr C.K. Norwida

Autor „Rozbitego dzbana”, którego premiera odbyła się 5 marca w Teatrze im. C.K.Norwida, Heinrich von Kleist – niedoceniany przez współczesną mu krytykę, długo zapomniany, został uznany przez literaturoznawców za twórcę równego Goethemu czy Heinemu, a najbardziej rozpoznawalnym jego utworem pozostaje właśnie „Rozbity dzban”.

Akcja „Rozbitego dzbana” toczy się w osiemnastym wieku w małej wiosce Kulki, głównym bohaterem jest miejscowy sędzia – Adam. Poznajemy go, kiedy rankiem, nieco zmieszany, trochę pokiereszowany, wita się ze swoim pomocnikiem i mętnie tłumaczy ze swojego wyglądu. Gubi się w tych wyjaśnieniach, ale przestaje to mieć znaczenie, kiedy dowiaduje się o przyjeździe Waltera – radcy sądowego, sprawdzającego funkcjonowanie sądów na prowincji. Teraz sprawy zaczynają nabierać tempa, bo Adam ma różne grzeszki na sumieniu, a że wie o nich pisarczyk, trzeba więc trochę go postraszyć … Przyjazd Waltera zbiega się ze skargą Marty o stłuczenie pięknego, pamiątkowego dzbana. Dla kontrolującego Waltera jest to doskonała okazja do sprawdzenia sprawności działania gospodarza, więc zarządza natychmiastową rozprawę. Spanikowany Adam nie ma wyjścia. Musi szybko przypomnieć sobie, jak należy sądzić „po miastowemu”.

„Rozbity dzban”, to komedia analityczna – intryga została zawiązana jeszcze przed rozpoczęciem akcji, więc widz nie jest świadkiem wydarzeń, o których mówi się w sztuce i wraz z bohaterami stopniowo orientuje się, co się stało i kto jest winien. Jednocześnie śledzi rozpaczliwe wysiłki Adama, usiłującego pozbierać się w matni własnych kłamstw. A ponieważ, jak wiadomo, kłamstwo ma krótkie nogi, cała sprawa zakończy się dla bohatera kompletną katastrofą.

Kleist stworzył w „Rozbitym dzbanie” fantastyczną galerię typów – wyrazistych postaci, a główny bohater, to ucieleśnienie niesprawiedliwości, obłudy, ciemnoty, interesowności, egoizmu i lizusostwa; porównywany jest do szekspirowskiego Falstaffa. Trudno o lepszą rekomendację! Niestety wszystko to jest praktycznie nie do zauważenia w realizacji przygotowanej w Norwidzie.
Szkoda tylko, że w tym przedstawieniu aktorzy otrzymali niewiele szans zagrania ciekawej roli, zaprezentowania możliwości, talentu i zawodowej sprawności. Podobnie z atrybutami naszej współczesności…. Cóż więc oglądamy? Gagi, zblazowane miny, a wszystko przy akompaniamencie kakofonii dźwięków, które skutecznie zagłuszają te resztki tekstu, które zostały do powiedzenia. Aktorzy miotają się w ringu, okładają rozmaitymi przedmiotami, wrzeszczą, śpiewają, padają i wstają – słowem – dzieje się dużo, ale niekoniecznie z sensem.
Niezależnie od opinii o premierze, można zgodzić się z autorami teatralnej notki informacyjnej o tym spektaklu: „… ta miłosna tragedia, jak to w komedii kończy się szczęśliwym happy endem.

Więcej na ten temat w „Nowinach Jeleniogórskich” z 8 marca 2016 r.