To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Premiera z deszczem w tle

Premiera z deszczem w tle

Bębniący po plandece rozwieszonej nad dziedzińcem Dworu „Czarne” deszcz był niezapowiedzianym tłem premiery fredrowskiego „Listu”. Pomimo takiej aury, zagłuszającej momentami głos aktorów, publiczność nie zawiodła. Naturalna sceneria Dworu „Czarne” okazała się wymarzonym miejscem na letnią scenę teatralną.

Odkrycie tej sceny, wizualna strona najnowszej produkcji Teatru Norwida – z przepięknymi kostiumami Elżbiety Terlikowskiej – są mocnym atutem spektaklu. Dwór „Czarne” dał możliwość rozgrywania spektaklu na kilku płaszczyznach, wprowadzając urozmaicenie do tej komedii dell'arte. Publiczność z wyraźną aprobatą powitała powrót do czynnej gry Jacka Grondowego i Tadeusza Wnuka. Bardzo się podobali w roli zazdrosnego Orgona (Jacek Grondowy) i Radosta (Tadeusz Wnuk). Tyle o plusach spektaklu.

„List” - fredrowska jednoaktówka – rzadko była dotąd wykorzystywana na scenach teatrów. Trzeba bowiem szczerze powiedzieć: nie jest to fredrowska perełeczka. Uniwersalny motyw zazdrosnego męża, gry omyłek, podejrzeń wysnutych w szale zazdrości bywa lepiej wykorzystany w komediach sytuacyjnych. Fredrowski „List” nie jest spektaklem, który publiczność wciągnie w wir zabawnych sytuacji, prowadząc widza labiryntem niedomówień, zaskoczeń i śmiechu. Czy jest spektaklem, który zaspokoi głód rozrywki? I czy takiej rozrywki oczekuje publiczność? Bo przecież o rozrywkę w tym chodzi, a nie dyskusję o świecie i ludzkich namiętnościach. Obawiam się, że ten sam spektakl, przeniesiony na deski teatru, po prostu by nudził, pomimo starań aktorskich. Na Dworze „Czarne” spektakl broni się scenerią. Więcej o najnowszej premierze – we wtorek w „Nowinach Jeleniogórskich”.

ZOBACZ WIĘCEJ ZDJĘĆ

Komentarze (9)

Bądźmy szczerzy. Niedobry teatr, aktorstwo czałturniczo prowincjonalne, dwór tylko zagrał dobrze ;) Klemma teatru nie popierałem ( 2 spektakle tylko były świetne) ale z tym badziewiem to nie ma co porównywać bo i teatr animacji lepiej wypadnie... No dno, sztuka o niczym ale państwo niezdolni na jednym grymasie grają

chałturniczo miało być bo to chałtura

Proponuję Pani Pełczyńskiej, aby zaprzestała swoich spekulacji na temat Listu. Albo się publiczność będzie nudziła, albo nie, albo trochę. Przypominam także, co widać ze zdjęć, że do "czynnej" gry wróciła Pani Hamerska-Kijańska. Czyżby tylko przeoczenie, czy nierzetelność informacyjna? Wiadomo, że Autorka wielce chwaliła poprzednie realizacje, np. "Trzy siostry", z których warszawska publiczność podobno wychodziła złorzecząc. Nie udało mi się zobaczyć "Listu", bo nie ma juz biletów. A opinie na portalu Jelonki - fantastyczne ! czekam do września !

Tak to jest jak się nie ma wiedzy o teatrze i nie wie, o czym pisze. Żenada! A spektakl był bardzo udany!!!

Początek końca
Teatr wyciągnął z zapaści zapomniany tekst, zapomnianych realizatorów, zapomnianych aktorów, zapomniane, archaiczne pomysły. Wszystko wskazuje na to, że dalej będzie podążał tą drogą. Jeśli tak będzie, Teatr Norwida też wpadnie w zapaść i nie wiadomo, czy ktoś go z niej wyciągnie - o "Liście" w reż. Krzysztofa Pulkowskiego w Teatrze im. Norwida w Jeleniej Górze pisze Sebastian Krysiak z Nowej Siły Krytycznej.

Jednoaktówka "List" Aleksandra Fredry w reżyserii Krzysztofa Pulkowskiego zamyka sezon 2008/2009 w jeleniogórskim Teatrze Norwida. Sezon bardzo trudny. Udany pod względem artystycznym, ale również naznaczony piętnem konfliktu, który zmiótł ze stanowiska poprzedniego dyrektora artystycznego, Wojtka Klemma. "List" jest pierwszym spektaklem powstałym za nowego kierownictwa i pozwala wyciągnąć pewne wnioski co do dalszego rozwoju artystycznego teatru.

"List" jest adaptacją niemieckiej powieści "Der unruhige Abend". Traktuje o perypetiach, jakie zaszły w posiadłości kupca Orgona (Jacek Grondowy), po znalezieniu tajemniczego listu. Jednocześnie na dwór przybywa Zdzisław (Igor Kowalik), który pragnie uwieść siostrzenicę Orgona, Zofię (Agata Moczulska).

Spektakl przygotował Krzysztof Pulkowski, współpracujący z telewizją reżyser i scenarzysta - między innymi twórca scenariusza "Klanu" - który wystawił "List" w Nowym Teatrze Wrocław. Trzeba zadać pytanie, dlaczego reżyser, od kilkunastu lat nie potrafiący przebić się do świadomości widzów, został wybrany, by zainaugurować pracę nowego kierownictwa teatru, i dlaczego ten reżyser zdecydował się wziąć na warsztat tekst, którym już wcześniej się zajmował?

Spektakl punkt po punkcie realizuje napisany przez Fredrę blisko dwieście lat temu tekst. Tekst, który został poważnie nadgryziony przez ząb czasu, tekst, który nie wyróżnia się niczym nawet w morzu podobnych tematycznie dramatów, tekst, który nie ma dzisiejszemu widzowi do zaoferowania absolutnie nic. Gagi są albo nieśmieszne, albo wręcz niesmaczne. Moment, w którym Radost (Tadeusz Wnuk), Żyd, wsuwa karteczkę z listem w dziurę w murze, imitując zachowanie Izraelitów przy ścianie płaczu, nie ma żadnego uzasadnienia i śmiech, który ma wzbudzać, jest śmiechem wątpliwej wartości. Zadane wszystkim postaciom działania sceniczne są bezsensowne i nie mają żadnego wyrazu. Stają się jedynie ilustracją do recytacji wykutego na pamięć, fredrowskiego tekstu, którą z masochistyczną przyjemnością uprawiają aktorzy. Zepchnięci przez Klemma na boczny tor, Tadeusz Wnuk i Jacek Grondowy, tak się zachłysnęli powrotem na scenę, że zapomnieli resztek warsztatu. Błąkający się po etiudach filmowych i trzeciorzędnych produkcjach teatralnych Igor Kowalik jest mdły i nerwowy. Elwira Hamerska-Kijańska i Agata Moczulska rzadziej pojawiają się na scenie, jednak w niczym nie wyróżniają się spośród kolegów z obsady. Aktorzy zgodnie grają słabą miną, słabą intonacją, słabą gestykulacją, co dowodzi, dlaczego przez długi czas żaden z nich nie znalazł pracy w żadnym innym polskim teatrze. Wydaje się też dziwne, że do spektaklu nie zaangażowano żadnego z aktorów, którzy grali w Teatrze Norwida przed zmianą dyrektora.

Jeżeli nie słowem, akcją, ani nawet aktorami, spektakl mógł zachwycać przynajmniej scenografią i kostiumami. Na scenę zaadaptowano dziedziniec oddalonego o kilka kilometrów od Jeleniej Góry dworu Czarne. Dziedziniec, niezadaszony (dla ochrony przed deszczem rozpostarto nad nim dwie wielkie, czarne płachty), zimny, odrapany i zniszczony, z pomalowaną korektorem barierką, starymi paprotkami w plastikowych doniczkach, napisem kredą "K+M+B" na jednych drzwiach, nijak nie imituje dworu z XIX wieku. Groteskowa sceneria komponuje się z równie groteskowymi kostiumami, które obok tych z epoki nawet nie leżały. Można się z nich dowiedzieć między innymi, że ciężkie, mosiężne klucze zawsze noszono na delikatnej szarfie przewieszonej przez szyję. Muzyka grana na żywo, zarówno przez aktorów, jak i zaproszonego muzyka, to raczej zbiór dźwięków, które zamiast pomagać w odbiorze spektaklu, jeszcze bardziej go utrudniają.

Na ulotkach reklamujących spektakl znalazł się cytat z Dostojewskiego: "Prawdziwa sztuka zawsze jest współczesna". Otwarcie uderza w poprzednie kierownictwo teatru, które dużo mówiło o teatrze współczesnym. Jednak "List" nie jest "współczesny". Z dzisiejszego, czyli współczesnego, punktu widzenia, nie jest ani ciekawy, ani aktualny. Mówienie o nim w kategorii dzieła sztuki także jest piramidalną bzdurą. "List" to produkcyjniak, fatalny realizatorsko i aktorsko, nudny, niedopracowany, w którym pokpiono ze wszystkim, od reżyserii i doboru tekstu, aż do scenografii i kostiumów.

Spektaklowi towarzyszy akcja "Kolacja z Gwiazdami", w której po zdobyciu autografu Elwiry Hamerskiej-Kijańskiej, można wygrać możliwość zjedzenia kolacji z aktorką, co zakrawa na absurd, gdyż takich akcji na próżno szukać nawet w największych polskich teatrach. Teatr wyciągnął z zapaści zapomniany tekst, zapomnianych realizatorów, zapomnianych aktorów, zapomniane, archaiczne pomysły. Wszystko wskazuje na to, że dalej będzie podążał tą drogą. Jeśli tak będzie, Teatr Norwida też wpadnie w zapaść i nie wiadomo, czy ktoś go z niej wyciągnie.

Sebastian Krysiak
Nowa Siła Krytyczna

widz jest kumplem Wnuka, reszta jest milczeniem...

Nareszcie Nowa Siła (patrz e-teatr) będzie krytyczna, tak ja wobec Klemma była bez-krytyczna !

Sebastian Krysiak to kumpel Klemma. A reszta jest milczeniem...

spektakl do bani, to,że za Klemma nie było super nie znaczy, że każdy antyKlemm jest artystą. NIE JEST