To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Tadeusz Steć – zdystansowany współpracownik SB

Mateusz Hartwich

Rozmowa z Mateuszem Hartwichem, kulturoznawcą, badaczem powojennych stosunków polsko-niemieckich w Karkonoszach

- Jakie są wnioski po lekturze akt na temat Tadeusza Stecia zgromadzonych w Instytucie Pamięci Narodowej? Czy Steć był tajnym współpracownikiem, czy aspekt prywatnego i intymnego życia Stecia był jedyną przyczyną szantażu ze strony SB i zmuszeniem go do współpracy. Czy w teczce Stecia zachowały się jakieś materiały dotyczące jego działalności zawodowej, która też mogła nie podobać się specsłużbom?

- Z postacią Tadeusza Stecia zetknąłem się na wczesnym etapie swoich badań. A ponieważ chciałem skorzystać z jak najszerszej bazy źródłowej, wnioskowałem w IPN-ie o wgląd do akt dotyczących kilku postaci z regionu karkonoskiego. Jako że interesował mnie aspekt turystyczny okresu powojennego, logicznym było zaglądnięcie do dokumentów, związanych z przewodnikami. Muszę przy tym zaznaczyć, że akta byłej SB nie odgrywają u mnie wielkiej roli, a to ze względu na niewielką wartość poznawczą jako źródło historyczne, czy też ze względu na kwestię etyczną korzystania z tych materiałów.
Ale wracając do postaci Stecia – historia jego kontaktów jest złożona. Jako młody człowiek, Steć został szantażem skłoniony do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa, jednak po 1956 r. zaprzestał współpracy. W latach sześćdziesiątych, służby ponownie zainteresowały się znanym już wówczas przewodnikiem i krajoznawcą, ale spotkania te miały jedynie charakter nieformalny.

- Czy można przyjąć, że IPN dysponuje tylko częścią materiałów gromadzonych przez SB, bo reszta, np. została zniszczona?


- Trudno mi się wypowiadać o czymś, czego nie ma... Zakładam, że akta nie są kompletne, bo te zachowane kończą się na 1970 r. No a kontakty te trwały zapewne do 1990 r. Wszystkiego teczka Stecia zawiera 28 stron, co wydaje się niewiele, ale naprawdę nie można na tej podstawie spekulować, czy tych materiałów było więcej i co się ewentualnie z nimi stało.

- Jak długo T. Steć pozostawał w zainteresowaniu SB i czy w aktach jest jego zobowiązanie do współpracy?

- Tak jak wspominałem, udostępnione mi akta kończą się w 1970 roku, a pierwsze materiały pochodzą z początku lat 50-tych. Istotnie, zachowało się zobowiązanie do współpracy Stecia z 1952 roku, lecz także wyraźna wzmianka o unikaniu kontaktów z SB po 1956 roku. Świadczy to o tym, że w pierwszym nadającym się momencie, po tzw. Polskim Październiku, Steć zdystansował się od służb.

- Czy zachowały się jakieś materiały, czy to sporządzone przez Stecia, czy też na podstawie jego doniesień?

- Samych materiałów sporządzonych przez Stecia nie widziałem. W ogóle niewiele zachowało się dokumentów, związanych z jego działalnością informacyjną. Tylko w jednym miejscu wspomina się o jego udziale w wykryciu grupy osób, usiłujących nielegalnie przekroczyć granicę. W późniejszej fazie, pod koniec lat 60-tych, Steć dzielił się z przedstawicielami służb ogólnymi obserwacjami na temat organizacji turystyki w regionie. Bardzo ciekawy jest tu wątek turystów niemieckich, z którymi miał często do czynienia. Otóż okazuje się, że mimo, iż Steć stosunkowo dobrze zarabiał na oprowadzaniu niemieckich wycieczek, uważał on, że wpuszczono ich do Polski o dwadzieścia lat za wcześnie! Skarżył się na innych przewodników tych grup, którzy posługują się nazwami przedwojennymi, co Steć tępił, próbując propagować używania nazw polskich. Co ciekawe, problem ten występował zarówno w wypadku grup z NRD, jak i w późniejszym okresie z RFN. Z dzisiejszego punktu widzenia, gdy otwarcie mówi się już o niemieckiej historii naszych ziem, może to się wydawać błahym problemem. Ale ważną rolę nazewnictwa w oswajaniu nowych ziem po 1945 roku mogę potwierdzić także na podstawie moich badań.

- Czy zachowały się jakieś charakterystyki TW sporządzone przez prowadzącego go esbeka?

- Zachowały się pewne opisy tego typu, przedstawiające Stecia jako wiarygodne źródło, choć poza wspominaną sprawą zapobieżenia próby ucieczki przez granicę, okres jego czynnej współpracy nie przyniósł SB specjalnych korzyści. Pod koniec lat 60-tych, gdy służby ponownie zainteresowały się Steciem, wspominano o jego szerokich kontaktach i szczególnie o wątku niemieckim. Wtedy zatem zdawano sobie sprawę, z kim się ma do czynienia.
Warto jeszcze dodać, że na podstawie przeglądanych przeze mnie akt SB, zarówno tych, dotyczących Stecia, jak i innych, aż dziw bierze, że ten ustrój tak długo istniał! Materiały związane z rzekomym zagrożeniem rewizjonistycznym ze strony Niemców, zawierają często banały lub materiały ogólnodostępne, chociażby pisemka ziomkowskie. Zaś donosy informatorów ze środowiska przewodników z lat 70-tych to najczęściej domysły, związane ze stroną materialną i obyczajową przyjazdów niemieckich turystów. Wątpię, żeby służbom na podstawie tych informacji udało się kiedykolwiek rozpracować jakąś sprawę. Z drugiej strony, przyjazdy nostalgiczne byłych mieszkańców regionu stanowiły rzeczywiste zagrożenie dla integralności PRL tylko w fantazji pracowników służb.

Komentarze (6)

Ciekawy materiał, brakuje mi jeszcze informacji o aktach Stasi, jak Stecia widzieli Niemcy?

A reszta świecznika z rocznika 40/50 to tylko na pochody chodziła i eS w piwnicy zakładała tylko patrzeć ja renty i emerytury za prześladowania zaczną pobierać.

cd 2.36 I takie mieli kontakty z SB jak niejaki Clinton z marihuaną "palili ale się nie zaciągali". he, he...

Co wy tam palicie? Ja Radomskie ale jak pan major woli to Franc ma Camele. he, he...

Dnia 24.05.1982 w związku z dopuszczeniem do prac MOB zarejestrowana przez KWMO Jelenia Góra. I ciekawe kogo tam zarejestrowali?

Zdystansowany? Jak to pięknie brzmi! Ton całej rozmowy jest "budujący". Podpisał zobowiązanie? Zaszkodził? Trochę tak, niewiele. Właściwie nic nie wiemy, akta zaginęły, zawierają banały... itp. itd. W gruncie rzeczy PRL to był taki niewydolny, nieszkodliwy system...