To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Tym razem południe

Rumunia

 

Damian Drobyk nie próżnuje. Po krótkim odpoczynku po rowerowej wyprawie po Wielekiej Brytanii, juz jest w... Rumunii. Oto jego relacja.

 

Po tygodniowym odpoczynku od wyprawy po Wyspach Brytyjskich nadszedł czas na kolejną przygodę. Kierunek rumuńskie Karpaty. Główne cele to najwyższe rumuńskie drogi Transalpina i Transfagaraska, najwyżej w Karpatach położone schronisko Cabana Omu jak również wejście na najwyższy szczyt Rumunii - Moldoveanu, zaliczany do Korony Gór Europy.
 
Tydzień przerwy zleciał strasznie szybko.  W tym czasie oddałem rower na przegląd, uzupełniłem zapasy oraz pojeździłem trochę na moim góralu. Po przeglądzie rower powinien przejechać całą wyprawę bez usterek.  Na Wyspach zdąrzył się dotrzeć więc teraz powinienem mieć spokój. Jedyną zmianą w rowerze jest nowa linka tylnej przerzutki w pełnym pancerzu. Reszta przesmarowana i idealnie wyregulowana przez Grześka ze sklepu Ducato DSR w Jeleniej Górze - pozdrawiam ;) Reszta sprzętu bez większych zmian. Namiot ten sam co w UK. Pęknięty kijek od stelaża zabezpieczyłem tylko mocną taśmą. Powinienen wytrzymać jeszcze ten wyjazd. Zamiast maty samopompującej wziąłem karimatę. Z maty zaczęło uciekać powietrze. Wyprawę wspierają trzy nowe firmy. Od firmy Nordcamp otrzymałem bieliznę termiczną, od firmy Nordhorn zestaw skarpete trekkingowych i rowerowych a firma Penco dorzuciła produkty izotoniczne. Przetestuje :)
 
Dzień 1. 19.05.2012 PKSem prawie do Zakopanego.
 
39.68km, 17.4śr, 47.6max, 684m w górę, 2h16m58s
Pobudka 4:30, wyjazd 5:40. Z zapakowaniem roweru do bagażnika nie miałem żadnych problemów. Kierowca poprosił tylko abym "cały ten majdan" zapakował przez niego wskazanym miejscu. Miejsca było na tyle, że po zdjęciu przedniego koła rower oparłem na leżąco na sakwach, na to jeszcze położyłem przyczepkę i tak całość przejechała ponad 420km. Dopłata do biletu za majdan czyli za rower, przyczepę i sakwy to 7zł. Trochę tego mam więc opłata podwójna ale i tak tanio. Wysiadłem w Poroninie gdzie miałem umówione spotkanie z szefem Extrawheel'a. Mogłem obejrzeć całą linię produkcyjną przyczepek jak również podzielić się swoimi spostrzeżeniami co do jazdy z dodatkowym kołem. O ile konstrukcja przyczepki może wydawać się bardzo prosta to zbudowanie Extrawheel'a jest  bardzo zaawansowanym procesem o czym świadczą różnego rodzaju specjalistyczne maszyny w zakładzie. Po spotkaniu ruszyłem do Zakopanego gdzie zrobiłem ostatnie zakupy i kilka zdjęć na tle Giewontu. Zakopane znam dobrze więc do centrum nie wjeżdżałem. Ponieważ do zmroku pozostało niewiele czasu musiałem zwiększyć obroty aby dojechać do Łysej Polany i zjechać w kierunku Popradu. Po całym dniu siedzenia w autobusie nie było to wcale takie łatwe. Nocleg na słowackiej polanie na 1100m.npm.
 
Dzień 2. 20.05.2012 Męczące podjazdy. 167.43km, 19.4śr, 58.2max, 1648m w górę, 8h36m36s Po nocy niedaleko słowackiej nartostrady poranek nadzwyczaj ciepły. Do Popradu przeważnie z góry, kawałek nawet drogą rowerową ze wszystkimi możliwymi udogodnieniami. W Popradzie zakupy i jazda na południe. Tu zaczęły się spore pagóry po 15-16%, kilka razy przebiłem granicę 1000m. Byłem tak blisko Kralovej Gory, że przez moment zastanawiałem się czy by się znów tam nie wtoczyć. Od 11:00 do późnego popołudnia baaardzo ciepło. Często chowałem się w cieniu i wypiłem ponad 6 litrów płynów. Czasami zastanawiałem się czy jestem na Słowacji czy w Rumunii. Cyganów i ich wiosek cała masa. Chwilami widziałem wiecej cyganów niż samych słowaków. Ale to jakiś słowak nieźle mnie nastraszył. Tuż za mną ostro hamował z piskiem opon. Nie wiem czy się zagapił czy mnie nie zauważył ale ciśnienie to mi podniósł. Ostatnie kilkadziesiąt kilometrów do granicy węgierskiej praktyczne z góry, tu zjechałem ponad 700m. Na 148km kryzys, ktoś wyłączył mi prąd. Półgodzinna przerwa, posiłek i spora ilość wody przywróciła moc. Na przejściu graniczym Domica-Aggtelek godne uwagi jaskinie krasowe, skały wspinaczkowe i cała baza turystyczna. Po węgierskiej stronie przy restauracji free Wi-Fi :) Pod koniec jazdy w wiosce nabrałem butelkę wody ze studni na "prysznic". Nocleg na polanie.
 
Dzień 3. 21.05.2012 Polak, Węgier dwa bratanki... 160,87km, 20.7śr, 36.2max, 283m w górę, 7:52:19 Poranek bardzo ciepły, ale na łące wilgotno. Rosa na trawie i namiocie. Od razu przebieram się w letnie ciuchy. Przed siódmą już 15st.C. W pierwszym napotkanym markecie w Mikosc zrobiłem zakupy. Ceny w setkach i tysiącach ale po przeliczeniu podobne do naszych. Niespodzianką jest WiFi w sklepie. Po wyjściu że sklepu znów niespodzianka. Ktoś przyczepił mi do masztu z flagami wstążkę w barwach Węgier. Nie wypada odczepiać:) Płaski etap z lekkim wiatrem z przodu. Do 11:00 jechało się dobrze, potem było strasznie gorąco. Mój termometr pokazał 33st.C. Wypiłem sporo wody i zjadłem 2L lodów. Dłuższe przerwy robiłem w marketach. Pomiędzy lodówkami odczuwałem przyjemną ulgę. Często uciekałem od słońca szukając cienia. Zdaję się, że przez większość dnia jechałem po drogach z zakazem dla rowerów. Znaki i zestawy znaków były dla mnie co najmniej niejasne. Zakaz dla rowerów, za chwilę uwaga na rowery, w miasteczkach drogi rowerowe ale z końcem miasta znów zakaz i brak możliwości objazdu. Pomieszane to trochę. Drogi rowerowe różnej jakości od bardzo dobrych po tragiczne chociaż dobrze, że zaczynają budować i tu. Miejscami krawężniki po 10 i więcej centymetrów wysokości. Wczoraj Słowacja, dziś Węgry, jutro wjazd do Rumunii do której mam około 40km. Zaskoczeniem jest spora dostępność darmowego WiFi. Dziś bez szukania znalazłem kilka razy. W Tesco, McDonalds czy innych dość przypadkowych miejscach.
 
Dzień 4. 22.04.2012 Upał i burza. 144.11km, 19.8śr,43.7max, ok.500m w górę 7:16:32, 33st.C Noc ciepła, miejsce do spania dobre chociaż może trochę zbyt blisko drogi. Słyszałem pędzące ciężarówki. Już przed siódmą 17st.C. Z każdą godziną było coraz bardziej gorąco. Koło 10:00 wjechałem do Rumunii. Przed południem 30st. Potem już nawet nie patrzyłem. Rano zatrzymał mnie mołdawianin i poprosił o zdjęcie ze mną. Proponował nawet podwiezienie do Mołdawii ale tam już byłem :) Do miasta Obarea płasko, potem lekkie pagórki. Rumuńskie drogi bardziej dziurawe od węgierskich, jest też sporo kolein. 110km do 15:00. Ogromne pragnienie zmusiło mnie do szukania wody po wioskach. Uprzejmi rumuni chętnie dzielą się wodą ze swoich studni. Po 16:00 zmiana pogody. Nagłe zachmurzenie, burza i ulewa. Ochłodziło się o 10st. Znów utknąłem na przystanku ;) Jedną godzinę straciłem dziś na chowanie się w cieniu przed upałem a drugą na czekanie aż przestanie lać. Zaciągło na dłużej. Podjechałem do wioski i znalazłem budynek w budowie. W sam raz na suchy nocleg. Wszystko było by ok gdyby nie fakt że ta budowla to przyszły kościół ;) Od wczoraj nie działał mi licznik więc dziś kupiłem chińczyka z marketu. Wydaje mi się, że to wina ładowarki na dynamo która zakłuca działanie licznika bezprzewodowego. Często podczas ładowania licznik przestaje pracować. Jutro jeszcze wymienię baterię. Może zadziała. Jutro wjazd z góry. 
 
Dzień 5. 23.05.2012 Polubić Rumunię.
183.51km, 17.3śr, 52.4max, 1682m w górę, 10:37:56, 26st.C.
Ktoś kto wjeżdża do Rumunii pierwszy raz może od razu zrazić się do tego kraju. Niedobre drogi, bieda na ulicach szczególnie w małych miasteczkach i wsiach, cygańskie osady, głodne dzikie psy czy żebrzące dzieci pod sklepami gdzie strach zostawić rower nawet na chwilę. Poza tym ostatnim reszta wcale mi nie przeszkadza a w dodatku postanowiłem znaleźć kilka rzeczy które mi się tu podobają. Na pewno to jak kierowcy ostrzegają klaksonem gdy nadjeżdżają a także częste pozdrowienia z ich strony, piękne kobiety oraz wszechobecne Wi-Fi. Także to, że potrafią zbudować i jeździć swoimi autami. Dacie, Dac'e oraz Roman'y są wszędzie. Przejechałem już ponad 500km po rumuńskich drogach i nie widziałem żadnego zakazu dla rowerów. W Alba Iulia i Sibiu są nawet niezłe drogi rowerowe. Tak trzymać! A to co najpiękniejsze jeszcze przede mną przecież niedługo wjeżdżam w góry :) 
 
Udany dzień jeśli chodzi o jazdę. Z Lunca do Sebes dwa długie podjazdy na 1240 i 1000m po drogach rejonu gór zachodniorumuńskich, niezła średnia i sporo kilometrów. Miałem uderzyć na Bihor, najwyższy tutejszy szczyt ale moje opony i obciążenie nie nadają się na tak kamienistą drogę więc podjazd odpuściłem. Jeszcze zdążę się zmęczyć na wyższych drogach. Pierwszy podjazd kręty i męczący, chwilami jechałem poniżej 10km/h. Drugi mniej wymagający. Zjazdy długie i łagodne. Po drodze turystyczne miasteczko Ariesani. Brak problemów z wodą. W górach i przy drogach pełno źródełek. Pod koniec dnia wjechałem do miasta Alba Iulia stolicy Siedmiogrodu i znalazłem wspaniałą twierdzę. Bardzo klimatyczne. W środku katedra prawosławna, uniwersytet, kościół, kilka sporych pomników a także odnowionych płaskorzeźb. Nawet przebrani strażnicy przy bramach. Po godzinnym zwiedzaniu wyjazd z miasta w poszukiwaniu miejsca na nocleg. Spanie za miasteczkiem Sebes na polu zdala od drogi. W nagrodę wypasiona kolacja z rumuńskim piwem i bułgarską chałwą.
 
Dzień 6. 24.05.2012 Spokojnie, bez przygód.
128.95km, 20.4śr, 52.8max, 948m w górę, 6:19:28
W nocy i rano padało z przerwami. Wyjechałem dopiero o 7:30. Namiot niestety mokry. Droga do Sibiu dość ruchliwa, sporo ciężarówek, sporo z Polski. Nie spiesząc się dojechałem przed południem. Zatrzymalem się w Mcdonald na kawę i frytki oraz free Wi-Fi. Tak zleciała godzina :) Postanowiłem trochę zwolnić i zrobić sobie luźniejszy dzień. Będą góry będę walczył, teraz nie ma po co tak gonić. Przejazd przez Sibiu przyjemny, przez całe miasto prowadzi droga rowerowa. Za Sibiu mniej samochodów ale i tak spory ruch. Droga jak na krajową "1" przystało bardzo dobra. Szkoda,że chmury zakrywają całe pasmo Fagarasów, byłby piękny widok i zdjęcia podobny do tego z Popradu na Tatry. Trudno, może od południa coś zobaczę. Im bliżej Braszowa tym bardziej pochmurno i deszczowo. W końcu rozpadało się na dobre i kilka razy zagrzmiało. Znów godzinna przerwą w wiejskim barze przy piwie Ciukas - lepsze to niż siedzenie po przystankach. Teraz przynajmniej miałem wybór. W ciągu dnia napotkałem trzy inne wyprawy rowerowe. Jednego niemca podróżującego po Europie Środkowej, dwie rumunki zwiedzające swój kraj oraz sześcio osobowy konwój który tylko widziałem kilka sekund. Myśl, że nie jestem jedyną osobą na rowerze znacznie poprawiła mi humor, no chyba że to działanie piwa ;) Nocleg 3km przed miastem Fagaras w starym domu. Na koniec trochę mnie zmoczyło więc znalazłem sobie domek. Tutaj to nic trudnego, sporo starych, porzuconych i nowych, niedokończonych domów.
Ha i licznik znów działa. Wymiana baterii, ponowne ustawienie i kalibracja oraz czyszczenie z brudu pomogło :) No to teraz mam dwa liczniki...  tylko oba trochę inaczej wskazują ;)
 
 
Dzień 7 trwa... Jestem w Braszowie, pięknym mieście pełnym zabytków i kolorowych uliczek. Właśnie zjadłem tutejszy tradycyjny sernik na francuskim cieście i obważanek z cukrem popijając kawą. Pycha :) Rano zwiedziłem Fagaraś, również piękne miasto z twierdzą i pałacem a także monastyrem. Twierdza otoczona fosą z wodą. Wszystko aktualnie remontowane. Chciałbym to zobaczyć po renowacji:)
IMAG0352.jpg
IMAG0353.jpg
IMAG0354.jpg
IMAG0355.jpg
IMAG0356.jpg
IMAG0357.jpg
IMAG0358.jpg
IMAG0359.jpg
IMAG0360.jpg
IMAG0361.jpg
IMAG0362.jpg
IMAG0363.jpg
IMAG0364.jpg
IMAG0365.jpg
IMAG0366.jpg
IMAG0368.jpg
IMAG0369.jpg
IMAG0370.jpg
IMAG0371.jpg
IMAG0372.jpg
IMAG0373.jpg
IMAG0374.jpg
IMAG0375.jpg
IMAG0376.jpg
IMAG0377.jpg

Komentarze (1)

Zastanawiam się co napisać... jadnak, aż brak mi słow, bo to co teraz robi Damian to moje wielkie marzenie, które może kiedyś... stanie się faktem. Tylko myśle, że porwę się na Francję i Hiszpanię. Damianie naprawdę szczerze podziwiam i życzę aby wszystko było OK:-) Ps. Z roweru świat wygląda piękniej..;-)