To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Jeden bił, a tamci nie widzieli?

Jeden bił, a tamci nie widzieli?

W sylwestrową noc zabity został w Jeleniej Górze 29-letni Ludwik B. Podejrzanym o zabójstwo jest Tadeusz P., który został aresztowany. Jednak rodzina zmarłego zaskoczona jest decyzją organów ścigania, bo nie zatrzymały dwóch innych mężczyzn, którzy razem z podejrzanym i ofiarą byli tej nocy w mieszkaniu i pili alkohol.

W kamienicy, gdzie doszło do zabójstwa, mieszka ciotka Ludwika - Halina Szymków. W sylwestrowy wieczór spodziewała się siostrzeńca.
- Przygotowałam kolację, bo mówił, że wpadnie wieczorem. Ale gdy go długo nie było, pomyślałam, że na pewno poszedł do domu, bo jego mama miała przyjechać z Niemiec - wspomina H. Szymków.

O tym, że Ludwik zamieszkał w tej samej kamienicy, jego ciotka dowiedziała się przed świętami. Przyjął go pod swój dach lokator ze strychu.
- Ludwik mówił, że ten Andrzej prosił go, by z nim zamieszkał, bo był samotny, bał się trochę różnych mętów, które do niego przychodziły. No i zamieszkał. Przyniósł mu drzewa na opał, jakieś garnki, bo nie było w czym gotować, zakupy czasem robił. Bo Ludwik uczynny był bardzo. Ale ja go ostrzegałam. Mówię: dziecko, gdzie ty tu przychodzisz, przecież to melina jest.

Gdy Ludwik nie odezwał się ani w Nowy Rok, ani następnego dnia do ciotki i do matki, zaniepokojeni krewni zaczęli go szukać. Halina Szymków poszła do sąsiada, na strych. Gdy na pukanie do drzwi nikt nie odpowiedział, kobieta weszła do środka. Było cicho, więc zajrzała do jednego z pomieszczeń. Ludwik leżał na wersalce zawinięty w koc.

- Odsłoniłam mu twarz, był strasznie zmasakrowany i zimny. A obok w pokoju siedzi trójka jego koleżków i krzyczę do nich, co mu zrobili. A ci mówią, co się stało, co się stało. Zaczęli wariatów udawać - opowiada kobieta.

W mieszkaniu był straszny bałagan. Pani Halina zdziwiła się, bo zwłoki jej siostrzeńca były całkiem nagie i zawinięte w koc. Podobno na strasznie obitej twarzy chłopaka były okruchy potłuczonych bombek choinkowych.

- Ja tam nie wierzę, żeby on się sam tak rozebrał, jak do rosołu. A może sam się też pobił? Oni go zabili, rozebrali, zawinęli ciało w koc, bo chyba przygotowali gdzieś do wyniesienia - dodaje H. Szymków. - A ci dwaj pozostali, to co? Najpierw pili razem, a potem nic nie widzieli i nie słyszeli, jak tamten Tadek go bił?

Po zdarzeniu policja zatrzymała całą trójkę mężczyzn. Tadeusz P. został tymczasowo aresztowany, a właściciel mieszkania, Andrzej P. i drugi jego kompan - Tomasz L., po wykonaniu czynności zostali wypuszczeni.

- Poszłam dwa dni po tym wszystkim na strych i zapaliłam znicz tam pod drzwiami. A tu nagle się otworzyły i widzę tego Andrzeja. Jakbym ducha zobaczyła. Pytam, co on tu robi, a on mówi, że ich wypuścili, bo są niewinni.

- Z dotychczas zgromadzonego materiału dowodowego wynika, że to Tadeusz P. dotkliwie pobił pięściami oraz kopał po twarzy i klatce piersiowej Ludwika B. Mężczyzna w wyniku obfitego krwawienia do dróg oddechowych zachłysnął się krwią i zmarł. Sprawca działając z zamiarem ewentualnym, usłyszał zarzut zabójstwa - wyjaśnia Adam Kurzydło, prokurator rejonowy w Jeleniej Górze. I dodaje, że w tej sprawie wykonywane są wszystkie czynności, a krewni powiadamiani są tylko o niektórych procesowych elementach śledztwa.

Z uwagi na dobro śledztwa prokuratura nie wypowiada się na temat tego, czy dwóm pozostałym mężczyznom, obecnym feralnej nocy w mieszkaniu, można będzie postawić zarzut co najmniej nieudzielenia pomocy poszkodowanemu lub współsprawstwa.
- Ja nie raz mówiłam, że tu dojdzie kiedyś do tragedii. Zbierał się tam na górze element z całej okolicy. Ile razy tu policja była wzywana - żali się Maria Olejnik, sąsiadka Haliny Szymków.

Rzeczniczka jeleniogórskiej policji, podinsp. Edyta Bagrowska, potwierdza, że interwencje w tej kamienicy były często podejmowane, a Andrzej P., lokator ze strychu, otrzymywał wiele mandatów za zakłócanie spokoju i ciszy nocnej. Miał też nakaz rozebrania samowolnie zbudowanego z cegieł prymitywnego pieca, który zagrażał pożarem.

- Ludwik miał się zgłosić do zakładu karnego do odbycia kary siedmiu miesięcy więzienia. To za jakieś kradzieże. Mówił mi, że jak wyjdzie, to się ustatkuje, sporządnieje. Już od jakiegoś czasu nie pił, jak kiedyś. Czytał Pismo Święte - mówi ciotka chłopaka.

- Podobno tych dwóch pozostałych zeznało na policji, że oni zostawili go w Sylwestra o 2 w nocy w mieszkaniu i wyszli z domu, a wrócili dopiero w niedzielę. I że nie wiedzą, co się działo - dodaje Katarzyna Andrzejczak, siostra Ludwika.

Jeden bił, a tamci nie widzieli?
Jeden bił, a tamci nie widzieli?
Jeden bił, a tamci nie widzieli?

Komentarze (5)

Policja i prokuratura bieże pierwszego lepszego w tym zdarzeniu dają łomot i protokół do podpisania.Temat się kończy.

to nie jest w cale smieszne

Znicze pali się na cmentarzu a nie na strychu

:woohoo: