To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Ojciec to nie rodzic drugiej kategorii

Ojciec to nie rodzic drugiej kategorii

Trzynastka nie zawsze bywa pechowa. Dla Łukasza była szczęśliwa. Choć właściwie trudno mówić o szczęściu, gdy trzynaście miesięcy trzeba czekać na postanowienie sądu o powierzeniu opieki nad dzieckiem w sytuacji, gdy matka tę opiekę sprawuje nienależycie, albo co rusz podrzuca dziecko dziadkom.

- Już pod koniec mojej walki o Wiktorię, w grudniu zeszłego roku, sąd na czas trwania postępowania ustalił, że córka ma mieszkać ze mną. Ale jej matka mi jej nie dała. Któregoś dnia zabrała ją na spacer i już jej nie odprowadziła. Zostawiła ją u swoich rodziców. Chodziłem do nich, prosiłem chociaż o kilka minut widzenia się z dzieckiem. Albo udawali, że ich nie ma w domu, albo mówili, że Wiktoria jest chora. Nawet w dniu urodzin córki nie wpuścili mnie do domu, tylko kazali powiesić prezent na klamce. A przecież miałem w ręku postanowienie sądu. Jeszcze w styczniu zapłaciłem jej alimenty, choć już nie musiałem. Ale dziecka mi nie chciała oddać. Prosiłem o interwencję policję. Owszem, przyjechali, ale powiedzieli, że nie mogą nic zrobić – opowiada o swojej walce o dziecko Łukasz.

Jest jednym z nieco ponad 3 procent ojców, którym po rozpadzie związku z matką dziecka udaje się wywalczyć prawo do możliwości sprawowania bezpośredniej pieczy nad własnym dzieckiem. O takich statystykach mówią organizacje zrzeszające „walczących” ojców, ale też i badania naukowe dotyczące tej problematyki.

Gdzie sprawiedliwość?
W Polsce aktywnie działa kilka organizacji i stowarzyszeń „ojcowskich” walczących zwłaszcza ze stereotypem orzecznictwa rodzinnego, które uznaje, że to matka jest rodzicem lepiej predysponowanym do sprawowania bezpośredniej opieki nad dzieckiem po ustaniu związku ze swoim partnerem. Badania prof. Marii Jarosz i prof. Wandy Stojanowskiej łamią jednak ten stereotyp. Z badań tych wynika, że głównym źródłem problemów ojca są stosunki z sądem, najmniejszym zaś prowadzenie gospodarstwa domowego. Według oficjalnych statystyk Głównego Urzędu Statystycznego 76 procent spraw rozwodowych z orzekaniem o winie kończy się przypisaniem jej mężczyźnie, wobec 8,5 procent winnych kobiet, a tylko co 20 dziecko otrzymuje od sądów rodzinnych prawo do wychowania ich przez ojców.

Artykuł 9., punkt 3. Konwencji Praw Dziecka mówi, że „winno być uszanowane prawo dziecka do utrzymywania regularnych stosunków osobistych i bezpośrednich kontaktów z obojgiem rodziców”.
- Ja walczę o prawo kontaktów ze swoim dzieckiem od dziewięciu lat. Na początku sąd uznał, że mojemu synowi do prawidłowego rozwoju wystarczy, jak będzie miał kontakt z ojcem przez 48 godzin w roku. Po jakimś czasie wywalczyłem 72 godziny. Naprawdę nie jestem odosobnionym przypadkiem. Takich ojców w Polsce są tysiące. Nie wszyscy mają siłę i cierpliwość, by walczyć przed sądami o dzieci, wielu ten problem przerasta. Dlatego powstało nasze Stowarzyszenie na Rzecz Poszanowania Prawa Dzieci i Rodziny Ojcowie.pl. Wymieniamy się doświadczeniami, podpowiadamy sposób działania, a przede wszystkim usiłujemy wpłynąć na rządzących, by zmienili prawodawstwo, które nie stawia ojców na równych prawach z matkami, choć taki zapis jest w kodeksie rodzinnym i opiekuńczym - mówi Krzysztof Gawryszczak, prezes stowarzyszenia.

Jaki ojciec, taki syn
Łukaszowi być może łatwiej było walczyć o swoją córkę, bo miał przykład w ojcu, że taka walka ma sens i upór doprowadzi do celu.
Ojciec Łukasza, Janusz, już dawno rozwiódł się z jego matką. Kilkanaście lat temu poznał kobietę. Zatrudnił ją w swojej firmie, a później związał się z nią. Po trzech latach urodziła się Martynka.

Wspólne życie, wspólne interesy, wspólna budowa domu. Janusz wydawał się być szczęśliwy i spełniony. Ale matka nie specjalnie zajmowała się domem, Martynką i synami z pierwszego małżeństwa. A do tego „przekręciła” Janusza na kilkadziesiąt tysięcy złotych prowadząc księgowość ich firmy.

Stosunki między rodzicami dziewczynki na tyle się popsuły, że ojciec zabrał dziecko z domu i zawiózł do swojej matki, a mama Martynki zaraz wyprowadziła się, bo znalazła sobie kogoś innego.

I zaczęła się wojna o dziecko, choć wydawało się, że po spisaniu przez rodziców ugody, co do zasad opieki nad dziewczynką, oszczędzą oni dziecku przykrych sytuacji.

- Matka nie interesowała się nią w ogóle. Ja poznałem wtedy obecna moja partnerkę. Też była po rozwodzie, miała dwoje dzieci. Zamieszkałem u niej. Martynka od razu ją zaakceptowała, „nowe” rodzeństwo także. Zaczęła chodzić do zerówki. Ale pierwsze postanowienie sądu mnie załamało, oddali dziecko matce – wspomina Janusz.

Nie poddał się jednak, choć nie było łatwo. Najbardziej cierpiała Martynka, u której wystąpił klasyczny objaw dziecka z rozbitej rodziny – konflikt lojalnościowy. O każdy dzień kontaktów z córką musiał zabiegać. Prosił o pomoc policję, bo bywało, że matka nie chciała oddać dobrowolnie Martynki. Doszło nawet do rękoczynów z jej nowym konkubentem.

Pięć lat temu sąd postanowił, że Martynka będzie z ojcem. Ostatni raz na dłuższą chwilę w życiu dziewczynki matka pojawiła się na jej pierwszej komunii świętej. Stała z tyłu kościoła. Potem złożyła życzenia, ucałowała, zrobiła sobie dwa zdjęcia, dała „empetrójkę” i pojechała. To była ta dłuższa chwila. Ba ponad rok temu spotkali ją jeszcze przelotem w Tesco. A tak nie pisze, nie dzwoni, nie odwiedza, nie zabiera do siebie.

Ojciec ma prawo?
Maciek, niespełna czterdziestolatek, rok walczył o opiekę nad swoimi dziećmi. Schudł 9 kilo. Efekt tych starań jest taki, że dwoje starszych dzieci jest z nim, dwójka młodszych z matką. Maciek myśli, że problemy skończą się tak naprawdę za 12 lat. Bo wtedy najmłodsze z dzieci będzie już pełnoletnie.

- Nie mówiłbym tego, gdybym sam tego nie doświadczył – naprawdę matka przed sądem ma z góry lepszą sytuację niż ojciec. Ojciec ma prawo do tego, żeby do tego sądu pójść. I tyle – stara się nie denerwować.

Wszyscy znajomi i krewni, zresztą on sam też, uważał, że są z Anią idealnym małżeństwem. Czwórka dzieci to był świadomy wybór. Mieszkali u jego rodziców, ale w dużym mieszkaniu nie było im źle.
Maciek zajmował się dziećmi, kapał, przewijał, karmił, chodził na spacery. To był jego świat. Ania kończyła studia. Jeździł z nią i z najmłodszym dzieckiem na uczelnie, czekał w samochodzie, ona schodziła na karmienia.

- Wiosną 2007 roku powiedział, że się wyprowadza. Nie przyznała się, że ma kogoś, choć się domyślałem. Wynajęła mieszkanie, zabrała wszystko. Nawet pomagałem jej tam w drobnym remoncie. Miałem nadzieję, że to przejdzie. Ale potem się załamałem. Przez miesiąc nie widziałem dzieci. Po jakichś dwóch miesiącach miałem sygnały od dwójki starszych dzieci, że chcą do mnie wrócić. Postanowiłem walczyć. W sądzie powiedziałem, że chcę dzieci. Po diagnozie w RODK opinia była korzystna dla mnie, ale taka „feministyczna”. Ja dużo mówiłem, ale mało z tego zapisali, a z tego, co żona mówiła było znacznie więcej. Najbardziej dobiło mnie pytanie pani w RODK, czy chcę, żeby dzieci były rozdzielone – opowiada Maciek.

Wobec małżonków sąd orzekł w końcu separację. Matka zawnioskowała o ponowne przebadanie dzieci w RODK, jednak druga opinia wykazała, że stosunek dzieci do matki jest coraz bardziej negatywny. Ostatecznie dwójka starszych dzieci postanowieniem sądu ma mieszkać z ojcem, młodsze z matką. Sąd orzekł też rozwód z winy małżonki. Te młodsze dzieci mają ustalone kontakty z ojcem na jeden dzień w tygodniu. Maciek zabiera je wtedy z przedszkola i ze szkoły do siebie.

Gdy na początku, po rozstaniu z żoną, sąd zasądził od Maćka 1000 złotych alimentów, ten próbował przekonać, że nie uchyla się od płacenia, ale teraz, pozostając chwilowo bez pracy, nie ma na tyle.

- Sędzina powiedziała do mnie, że jak sobie to wyobrażam. Skoro staram się o dzieci, to musi mnie być stać. Ale mojej żony sąd nie pytał, czy stać ją na samotne wychowanie dzieci.

Cały srtykuł w "Nowinach Jeleniogórskich" nr 19/09

Artur. Fot. GOK
Janusz. Fot. GOK
 
Ojciec to nie rodzic drugiej kategorii
Ojciec to nie rodzic drugiej kategorii

Komentarze (14)

trzeba walczyc o zmiane przepisow np,taka sprawe sad musi rozpatrzyc do np.2-och miesiecy,a jak nie to sad pod sad

sprawy dotycha dzieci ale o tych dzieciach tak naprawde nie mysli a to boli

Polecam książkę Johna Eldredge'a "Dzikie serce. Tęsknoty męskiej duszy". Jej treść wszystko wyjaśnia.

Brawa dla prawdziwych tatuśków. Mój mężuś zostawił mnie z półtorarocznym dzieckiem bez pracy i przez kilka miesięcy nawet nie dzwonił, żeby spytać jak się dziecko czuje. A teraz mieszka za granicą, ale płacze, że nie ma pieniedzy. Całą zimę mieszkał w Polsce z mamusią, i nawet nie szukał pracy, a potem obciął alimenty z 300 do 150 bo na wiosnę zapasy gotówki się skończyły. A dziecko opowiada, że koledzy w przedszkolu mają tatę i mamę, a jego tata daleko i nawet nie dzwoni...;(((

CO TY WYPISUJESZ ZA GŁUPOTY TO CHODZI O DZIECI A W DWA MIESIĄCE TO MOŻNA WYBRAĆ SOBIE SZCZENIAKA Z SCHRONISKA A NIE WYDAWAĆ DECYZJE W SPRAWIE MAŁOLETNICH GDZIE MAJĄ PRZEBYWAĆ CZY U MAMY CZY TATY

wierz mi ze nie ty jedna trafiłas na takiego idiote i na sady które wierzą kłamstwom ojców a nie patrzą na dobro dzieci

nie daleko pada jabłko od jabłoni jaki tatuś taki synuś ciekawe czy ten co wącha mlecze doczeka sie w koncu syna któy pójdzie w ślady i krew tatusia i zmarnuje życie kolejnej dziewczynie :woohoo:

nikomu nie odebrano dziecka sam chodzisz na sprawy do sądu bo jeszcze niema postanowienia w tej sprawie a oszukujesz czytelników wypisując że ty już wygrałeś sprawę o przyznanie władzy rodzicielskiej pisząc ten komentarz musiałeś być na bani bo kompletnie tego nie rozumiem mogę ci tylko życzyć więcej oleju w głowie bo jak go nie będziesz miał to kompletnie wyłysiejesz chłopie od tego wymyślania głupot powodzenia :evil:

Ojciec mojej córki zawsze mógł spotkać się z córką.W sądzie, na sprawie o alimenty, żalił się, że utrudniam mu kontakt z dzieckiem, że dziecko nie jeździ do niego. Z córką spotykał się raz na kilka miesięcy, bo częściej mu się nie opłaca(100 km), nie zadzwoni (bo się opłaca),raz w miesiącu przyśle sms. Jak córka jedzie do niego to ja daję pieniądze na podróż. Wśród jego znajomych i rodziny jestem ta zła.

DZIECKO POWINNO BYC PRZY MAMIE OJCIEC NIE JEST MATKĄ NIE UMIE OKAZYWAĆ MATCZYNEJ MIŁOŚCI NAWED NIE WIE ŻE MLECZE NIE PACHNĄ A DZIECKU PEWNIE WCISKA BAJER ŻE ŚNIEG JEST RÓŻOWY ŚMIECHU WARTE :evil:

ludzie nie wiedza jaką przeszłość miał teraz walczący o dziecko łukasz był narkomanem a teraz udaje wielkiego ojca po to by pokazać ojcu że nie jest gorszy od niego . :s

TO ŻE BIŁ MATKĘ DZIECKA PO PIJAKU TEŻ NIKT NIE WIE JAK ZNĘCAŁ SIE NAD NIĄ PSYCHICZNIE BO JUŻ SIE SPOTYKAŁ Z OBECNĄ ŻONA

Kto zna Edytę(matka Wiktorii) i Rafała(mąż Edyty) doskonale wie że nie zależy im na dzieciach, wolą imprezować i uprzykrzać innym życie dlatego też jak i jej tak i jemu odebrano dzieci. Mam nadzieję że w końcu dorosną i chociaż wychowają swoją wspólną córkę

super najpierw wącha kreski a potem mlecze nawet mieszka kątem u rodziców jego żony (sabiny) bo dorosły 28-letni facet nie umie pomyśleć o własnym lokum jaką on może zapewnić dziecku przyszłość skoro jest zależny od teściów ciekawe gdzie się podzieje z dwojgiem dzieci i sabiną gdy już nawet teście będą mieli dosyć filozofii łukasza a przy zarobkach łukasza na wynajem nie bedzie go stać i kto tu pisze o dorosłości .....:woohoo: