To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Starosta i jego kierowca zawdzięczają im życie

Starosta i jego kierowca zawdzięczają im życie

- To była najtrudniejsza z prowadzonych przez nas przez lata akcji. Silny nurt wody skutecznie utrudniał nam działanie, ale najważniejsze, że udało nam się uratować starostę zgorzeleckiego i jego kierowcę – opowiadał st. asp. Piotr Wincenty, dowódca jeleniogórskiej Specjalistycznej Grupy Wodno-Nurkowej. W nocy z soboty na niedzielę członkowie grupy uratowali życie Mariuszowi Tureńcowi i jego kierowcy.

Było około godziny 17. Starosta zgorzelecki Mariusz Tureniec i jego kierowca jechali z Bogatyni. W pobliżu Radomierzyc i drogi na Zgorzelec nieoczekiwanie uderzyła w nich potężna fala wody, która zmiotła z drogi w kierunku lasu ich landrower. Zanim samochód zaczął tonąć staroście i kierowcy udało się wybić przednią szybę. Tylko dzięki temu wydostali się na zewnątrz. Tam błyskawicznie porwał ich nurt wody i dopiero około 15 metrów od pojazdu chwycili się pobliskich drzew.

- O tym, że ktoś zaginął mówili wszyscy. Donosili, że w lesie słychać nawet jakieś głosy proszące o pomoc, ale przez długi czas nie byliśmy w stanie nawet ustalić z którego dokładnie kierunku one dochodzą – wspomina st. asp. Piotr Wincenty, dowódca jeleniogórskiej Specjalistycznej Grupy Wodno-Nurkowej..

Poszukiwania zaginionego mężczyzny próbowała także podejmować policja, ale nieświadoma niebezpieczeństwa jakie czekało na ich auto ze strony wartkiego nurtu na drodze szybko zaniechali swoich działań.

- W okolice pomiędzy Radomierzyc a drogą prowadzącą do Zgorzelca wyruszyliśmy przed 23. Było nas trzech strażaków. Wszyscy ze Specjalistycznej Grupy Wodno-Nurkowej. Na początku st. sek. Tomasz Trusewicz, ja w środku jako asekurant. Nurt wody był naprawdę silny, rzekłbym, że najsilniejszy z dotychczas przez nas doświadczany. Przez wodę przebijaliśmy się więc etapami, od drzewa do drzewa – tłumaczy Piotr Wincenty.

Wyposażeni w pianki, kamizelki, latarki, gwizdki, radio i specjalne kaski posuwali się naprzód, choć nadal nie wiedzieli, czy słyszane wcześniej nawoływania nie pochodzą od uwięzionych w tamtym terenie również strażaków.

- Przyznam szczerze, że mieliśmy nawet chwile zwątpienia, czy aby na pewno ktoś tam jest uwięziony. Dopiero kiedy dotarliśmy do zerwanego pomostu, który znajdował się w połowie drogi do uwięzionego mężczyzny usłyszeliśmy wyraźne głosy. To był starosta, choć jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy o tym – dodaje Piotr Wincenty.

Z tego miejsca pozostało im już albo aż 25 metrów do drzewa, na którym czekał starosta.

- Od tego momentu mieliśmy już z nim ciągły kontakt głosowy. Świeciliśmy w jego kierunku latarką i szperaczem. Było już pewne w którym dokładnie kierunku zmierzamy i kogo szukamy – wspomina Piotr Wincenty.

Choć zmęczenie dawało się już ratownikom, we znaki na widok człowieka poczuli dodatkowe siły. Wezwali przez radio pomoc. Dołączył więc do nich jeszcze jeden strażak z Wrocławia i funkcjonariusz policji rzecznej.

Kiedy dotarli do starosty okazało się, że razem z nim na drzewie oddalonym o około 20 metrów, od tego na którym czekał starosta ukrył się jeszcze jego kierowca.

- O ile starosta miał pod sobą jakąś podpórkę, a na której mógł się przez tyle godzin podtrzymywać, o tyle jego kierowca przez niemal dziewięć godzin wisiał na drzewie. Kiedy do niego dotarliśmy był już bardzo wycieńczony, wyziębiony i trudno momentami było z nim nawiązać kontakt. Była 2 w nocy. Przed nami została jeszcze droga powrotna – dodaje Piotr Wincenty.

W związku z tym, że ratownicy spodziewali się tylko jednej osoby, mieli ze sobą tylko jedną dodatkową kamizelkę. Jeden ze strażaków oddał więc swoją i ruszyli w drogę.

- Kierowca był na tyle słaby, że niemal całą drogę z powrotem go ciągnęliśmy. Myślę, że gdyby minęło jeszcze jakieś pół godziny do godziny, ta noc mogłaby skończyć się dla niego tragicznie – przypuszczał Piotr Wincenty.

Po godzinie drogi czekała już na nich karetka.
Na pytanie czy dowódca grupy czuje się bohaterem skromnie odpowiada:

- Bohaterem? Nie. Słowa uznania należą się natomiast st. sek. Tomaszowi Trusewiczowi, który jako pierwszy szedł w naszej grupie – chwali Piotr Wincenty.

Członkowie sobotniej Specjalistycznej Grupy Wodno-Nurkowej cieszą się z powodzenia akcji, którą przez pięć lat ćwiczyli. Nigdy wcześniej nie mieli okazji wypróbować jej w rzeczywistości.

- W trakcie tego okresu nikt z nas nie wierzył, że nabyte w ten sposób umiejętności mogą nam się kiedykolwiek przydać. A my udowodniliśmy, że mogą się nie tylko przydać, ale nawet uratować komuś życie – dodaje na koniec Piotr Wincenty.

Zdjęcia były robione rano po zakończeniu akcji.

ZOBACZ ZDJĘCIA
 

Komentarze (8)

Przynajmniej starosta zgorzelecki wie jak czują się tysiące ludzi zamieszkujących najbardziej zniszczone tereny. A p. M. Obrębalski ze swoją świtą zastępców nawet nie był łaskaw zobaczyć jakie straty naocznie wyrządziła woda w Jeleniej Górze, a nie jedynie posiłkując się danymi ze służb ratunkowych!!!

.. tak jak seksoholikom wszystko, nawet przysłowiowa dziura w płocie kojarzy się z d.pą, tak Obywatelowi wszystko kojarzy się z Obrębalskim... Obywatelu, mam wrażenie, że ty się najzwyczajniej nieszczęśliwie zakochałeś w Marku O. - śni ci się on po nocach, a na jawie tylko o nim myślisz... powinieneś pójść z tym do jakiegoś specjalisty - np. psychologa szkolnego.

Szacun. Ale w końcu to ich praca :cheer: Świetnie, że robią ją świetnie.

Moje gatulacje Piotr, wiedziałam, że masz ciężka pracę i na pewno nie siedzisz bezczynnie, kiedy w rejonie taka tragedia... Ogromny szcunek :) Samych udanych akcji życzę!

Gratulacje dla Ciebie Piotrze i reszty ekipy ratunkowej ..JESTEŚCIE WIELCY !!!

Po komentarzach widać, że dowódca grupy ratownictwa wodnego jest uznawany za bohatera brawo, ale warto było by znać prawdę, która nieco różni się od opisanej w artykule. Tylko kim był ten strażak i policjant, którzy dołączyli na samym końcu do działań?
odpowiadam:
- byli to: strażak nurek ze Specjalistycznej Grupy Wodno-Nurkowej z Wrocławia oraz policjant również nurek z Komisariatu Wodnego we Wrocławiu.
- drugim faktem, że brali udział od samego początku akcji.
Warunki na miejscu były bardzo trudne i sama grupa z Jeleniej Góry, nic by nie zrobiła.
W działaniach brało udział jeszcze więcej osób a to, że nie dotknęli starosty za rękę to nie znaczy, że byli nie byli potrzebni. Szczerze to bez pomocy tych osób, nurkowie nie byli by w stanie przeprowadzić akcji.
Dodam, że Pan Piotr Wincenty po akcji świetnie odnalazł się w świetle reflektorów i świetnie potrafi sprzedać swoją pracę.
Ja gratuluje pozostały ratownikom, którzy brali udział w akcji. Wkład każdego z was był potrzebny.
Dowódca Specjalistycznej Grupy Wodno-Nurkowej.

wyżej: Dowódca Specjalistycznej Grupy Wodno-Nurkowej z Wrocławia.