To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Bez Bartusia będzie ciężko

Bez Bartusia będzie ciężko

Iwona K., która w zeszłym roku razem ze swoim konkubentem zakatowała 3,5-letniego synka, chce wyjść z aresztu. Przekonuje sąd, że wszystko przemyślała, chciałaby iść na grób Bartusia i się z nim pożegnać, a oprócz tego odnowić kontakty ze starszym synem Michałem.

Gdy świadkowie zeznają, że Bartuś był przez nią i „wujka” bity, że miał ślady na pupie od sprzączki od paska, Iwona K. twierdzi, że „Bartek nie dostał ode mnie na pewno nigdy lania”.

W kolejnej rozprawie przeciwko kobiecie i jej konkubentowi – Mariuszowi V., zeznawały matki obojga oskarżonych oraz siostra Iwony K.

Matka szukała pomocy
Na długo przed tragicznymi wydarzeniami sprzed roku, matka Mariusza – Mirosława J., pisała do prokuratury, sądu, chodziła na policję. Mówi, że wszędzie szukała pomocy dla agresywnego syna, który nie uczył się i nigdzie nie pracował.

Już losu nie odwrócimy i życia dziecku nie zwrócimy. Gdyby w czas zareagowali ludzie na stanowiskach, do których się szary człowiek błaga i prosi o pomoc. Byłam osobiście u dzielnicowego, ale oni to po prostu zlekceważyli i zrobili ze mnie intruza” - żali się Mirosława J. sądowi.

W aktach sprawy jest też jej inny list, z początku 2005 roku do kamiennogórskiego sądu. Chce, by syna leczyli w zakładzie zamkniętym. Ale prosi o dyskrecję, „aby syn się później na mnie nie pomścił”. Kobieta nie może dać sobie rady z Mariuszem, boi się, że któregoś dnia może jej zrobić krzywdę. Na koniec prosi o pomoc, „aby nie było za późno, bo z dnia na dzień jest gorzej”.

W przeddzień feralnej niedzieli, w maju zeszłego roku, Mirosława J. przyszła do mieszkania syna przy ulicy Jedwabnej w Kamiennej Górze. Potrzebny był jego akt urodzenia, bo załatwiała sobie coś w ZUS-ie. Przyniosła synowi leki na uspokojenie, które dostała od lekarza. Nie słyszała dziecka w mieszkaniu, nie płakało. Mariusz wziął od matki pigułki i rzucił je na ziemię. Powiedział, że zmieni zamki, bo przychodzi, kiedy chce. A potem wziął do ręki nóż i zagroził, że jak jeszcze ktoś przyjdzie, to go zatłucze. Kobieta nie wiedziała, że zbity Bartek konał w pokoju na wersalce.

Nie chciał wracać
Druga babcia Bartka, matka Iwony K. opowiadała, że pierwsze znaki pobicia Bartka zauważyła na jego ciele w lutym lub w marcu 2008 roku. Rozmawiała wtedy z córką o tym. Iwona, która też miała siniaki przyznała, że pobił ich Mariusz.

Bartek był szczęśliwy, gdy przyjeżdżał do babci, „ale pierwsze co, to biegł do lodówki, sprawiał wrażenie głodnego”. Powiedział babci, że mama mu jeść nie daje. Babcia zauważyła też, że chłopiec bardzo bał się wody w czasie kąpieli.

Także ciocia chłopca, siostra Iwony – Dominika przyznała, że Bartek nie chciał wracać od nich do matki, do Kamiennej Góry. Płakał.

- Bartek bał się Mariusza, było to widać. Kiedy widział go, uciekał na ręce i mówił, że wujek przyszedł i bije. Normalny człowiek nie zwraca dziecku uwagi i nie krzyczy na nie, kiedy krzywo usiądzie. Nie bije się dziecka od razu po twarzy – wspominała wizytę Bartka, jego matki i „wujka”.

To najgorsza kara
Po aresztowaniu Iwona K. napisała list do matki. To już było po pogrzebie Bartka. Nawet nie zapytała, gdzie jest pochowany. Za to w liście do sądu prosi o uchylenie jej aresztu, „bo chciałaby odwiedzić grób Bartusia, zapalić na nim znicz i pożegnać się. Śmierć mojego syna to największy wyrok, jaki mógł mnie spotkać, gorszy od dożywocia. Nie mogę uwierzyć, że go nigdy nie zobaczę. Ciągle mi się wydaje, że on żyje i czeka na mnie. Wiem, że gdyby żył, na pewno by za mną tęsknił i nie chciałby, żebym siedziała. Żałuję tego, co się stało, ale poniosłam już najgorszą karę. Straciłam syna. Teraz jedynie chciałabym pójść do pracy, odzyskać kontakt z dziećmi i zacząć normalnie żyć, chociaż bez Bartusia będzie bardzo ciężko”.

Iwona K. odpowiada za znęcanie się nad synem i nie udzielenie mu pomocy. Mariusz V. stanął pod zarzutem zabójstwa chłopca. Oboje nie przyznają się do winy. Kolejna rozprawa w ich procesie zaplanowana jest na 1 czerwca.

Przeczytaj także: Zwyrodnialcy obarczają się winą

Mariusz V. Fot. rob
Bez Bartusia będzie ciężko

Komentarze (8)

mam nadzieję że odpowiedzą za swoje czyny srogo,teraz żałuje a gdzie była przez ten czas?dożywocie to mało dla takich osobników :angry:

Zero poblazania dla zwyrodnialcow.Najgorsze jest to ,ze my podatnicy bedziemy ich utrzymywac.Powinny byc obozy pracy dla takich osob.

aż roi się od literówek!!!! Autorze, włącz automatyczne sprawdzanie tekstu!!!!

czy ta kobieta nie ma poczucia winny.Bo zadna z niej matka,inne slowa sie cisną na usta.teraz chce sie z dzieckiem pozegnac , a czy wczesniej nie zdawaa sobie sprawy co robi

suka lepiej dba o swoje szczenie niz ona o własne dziecko które nosiła pod sercem

a czy to ważne jak jest napisane ważne że wiadomo o kogo chodzi ale ty chyba należysz do takich osób co nie mają wiekszych problemów i szukają dziury w całym....
a tak naprawde to chyba chodzi o sama istote tego artykułu a tam jakies literówki to dla mnie i wielu innych czytelników są mało ważne.

Weźcie nie pokazujcie pysków tych obszczymurków bo aż człowiekiem nosi.Tego fajfusa co wygląda jak genetyczna pomyłka naukowców to powinno się rzucić na pożarcie rekinom a tę kwokę wysterylizować.

mam nadzieję, że nigdy tej zwyrodniałej .... nie uda się wyjść z więzienia, a jak jakiś sąd sie na to zgodzi to ostatnia wierząca w tym kraju osoba w prawo (choć chyba ich już jest niewiele) sie odwróci - Boże nie pozwól na to