To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Jelenia Góra bliżej Europy

Jelenia Góra bliżej Europy

O wizji jeleniogórskiego teatru, roli młodzieży w nim, a także o Jeleniej Górze, bliższej Europie części naszego kraju porozmawialiśmy z Bogdanem Kocą, dyrektorem Teatru im. Norwida w Jeleniej Górze.

Dlaczego Jelenia Góra?

- Praca, praca. Pojawiła się taka okazja, więc skorzystałem. Widziałem, że w teatrze jest wiele do zrobienia, zresztą jestem typem dyrektora, który nigdy nie spoczywa na laurach, uważam, że zawsze można coś jeszcze zrobić. Teatr robi się zawsze. Lubię trudne zadania, wręcz nawet niemożliwe do zrealizowania. Poza tym zawsze zachwycał mnie jeleniogórski krajobraz, a tutejsze środowisko kulturowe uważałem za niezwykle intrygujące. Według mnie Jelenia Góra nie jest już miastem w rogu mapy, jest znacznie bliżej Europy niż wiele innych, polskich aglomeracji. Stąd szybciej niż do Wrocławia można dotrzeć chociażby do Pragi, stąd również bliżej niż z Warszawy jest do Berlina. Każdy kto mówi o podobnych miejscach, że są zwykłymi prowincjami, sami czują się prowincjuszami w duszy.

Co jest tutaj, w Teatrze Norwida, do zrobienia?

Teatr nie jest celem samym w sobie, jest raczej sposobem komunikacji, językiem, który ma posłużyć do dialogu pomiędzy nim a widzem. Od teatru oczekuję, aby kreował własny językowy status, nie przybierał cudzych masek. Ta rozmowa powinna spełniać oczekiwania publiczności, być na odpowiednim poziomie, ale z drugiej zaś strony nie podlizywać się jej. Dla mnie teatr winien inspirować do myślenia, traktować w sposób intelektualny o tematach bliskich widzom. W żadnym wypadku nie moralizować, a raczej poszerzać horyzonty myślowe. Nie jesteśmy tu po to, aby kogokolwiek pouczać, bo niejednokrotnie tematy, które poruszamy na scenie są znacznie lepiej znane samej publiczności. Hipokryzją więc byłoby wprowadzać na deski dydaktyzm. W trakcie sztuki chcę zachęcać do dysputy, idealnym miejscem na jej odbycie jest właśnie teatr. Daleki jestem od współcześnie promowanej przez multimedia tendencji do podawania gotowych myśli na tacy, często w formie obrazka. Tu również widzę szanse na przeżycie teatru. Zadbać należy także o przyzwoitą frekewncję, nie oznacza to jednak, aby teatr i spektakle komercjalizować, w negatywnym tego słowa znaczeniu. Wolałbym raczej, aby komercjalizacji uległa liczba widzów.

Wybór Pana na dyrektora teatru odbywał się w dość burzliwej atmosferze, nie wszyscy pracownicy chcieli widzieć Pana na tym stanowisku. Jak obecnie układa się współpraca?

Konflikt był zupełnie poza mną. Ja tutaj przyjechałem, złożyłem swoją aplikację i wygrałem. Nie rozumiem natomiast jak można oceniać człowieka wcześniej zanim się go jeszcze poznało. Ja nigdy tego nie robię, bo nigdy też nie chciałbym być w ten sposób traktowany. To właściwie nie jest nawet mój problem, a bardziej osób, które w ten sposób postępują. Póki co jestem zadowolony ze współpracy z zespołem. Niektórzy może są zaszokowowani tempem pracy jakie im narzuciłem, ale przyzwyczają się do tego intensywnego trybu. Podkreślam, że jestem tutaj dla nich i z nimi, a tarcia międzyludzkie są naturalne. Myślę, że zespół jeszcze się skonsoliduje.

Widzi Pan młodzież w teatrze?

Jak najbardziej, dowodem na to jest zakończony sukcesem wakacyjny program „Lato w teatrze”. Zainteresowanie warsztatami było tak ogromne, że nie byliśmy w stanie zaspokoić oczekiwań wszystkich chętnych. Chciałbym, aby teatr stał się dla nich miejscem rozlicznych warsztatów, gdzie mogliby tworzyć własne dzieła.

Czy zbliżająca się premiera „Kolacji na cztery ręce” w Pałacu Paulinum, to początek współpracy z zamkami i ogrodami, o której wspominał Pan w jednym z wywiadów?

Jestem zwolennikiem wychodzenia poza scenę teatru, uważam bowiem, że widz jest wszędzie. Poza tym tego typu urozmaicenie sprawi, że po kilku spektaklach granych np. na Górze Szybowcowej czy w podziemiach sieci wodociągowej publiczność z chęcią wróci do teatru. Moim marzeniem jest realizacja widowiska wielokulturowego, chociażby polsko-serbsko-łużyckiego.

Jak po kilkunastu latach emigracji mieszka się Panu obecnie w Polsce?

Dziwnie, egzotycznie, ale ciekawie. Razi mnie ta dysproporcja pomiędzy funkcjonowaniem w europejskim stylu życia, a wciąż istniejącą poprzednią mentalnością. Męczy mnie biurokracja i piętrzące się na każdym kroku przeszkody, co wynika na pewno z negatywnego podejścia Polaków do życia. Z gruntu zakładają, że będzie źle, są nieufni wobec siebie, zawistni, zazdrośni i wreszcie bardzo podejrzliwi.

Grozi Panu wypalenie zawodowe?

Zdecydowanie nie, bo lubię to, co robię. Tylko bezradność i bezczyność mogą mnie zniszczyć.

 

Komentarze (4)

Panie Dyrektorze, a ile Pańskich przedstawień, które miały być tak wspaniałe, spadło już z afisza? Bileciki się ponoć nie sprzedają, spektakle się odwołuje? Miała być zmiana jakościowa i co?

Chyba jednak żaden, (do Blura), jak mi się wydaje. "List" nie jest grany, bo na Czarnem za zimno. "Jesteśmy braćmi" jest grany i zapowiadane są dwie nowe premiery. Chyba się Pan jednak czepia.

Chyba się nie czepiam :)

~Dyrektor Koc i ..jego *fajny Team przypominają mi .. cyganski tabor ! ~Taki,..który
kolorem się mieni,a
dzwoneczki radości usłyszy ten ..do którego *ON przyjedzie !
~BRAVO ! .. dla Artystów !