To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Nie popełnili przestępstwa

Nie popełnili przestępstwa

Nie popełnili przestępstwa – orzekł jeleniogórski sąd kończąc ponowne rozpoznanie sprawy ostatniej grupy policjantów z jeleniogórskiej „drogówki”, którzy ponad trzy lata czekali na sprawiedliwość, wierząc w taki właśnie finał.

- Przywrócono nam wiarę w sprawiedliwość, a najważniejsze dla mnie jest to, że wytrzymałem psychicznie i nie odszedłem z policji, że znowu mogę chodzić w mundurze – mówi Lucjan Leśko, jeden z funkcjonariuszy sekcji ruchu drogowego, który wraz z kolegami stanął pod zarzutem przekroczenia uprawnień w głośnej „aferze mandatowej”.

Wrocławska Prokuratura Okręgowa oskarżyła w sumie 21 policjantów, w tym byłego naczelnika „drogówki”, jego zastępcę, byłego wicekomendanta komendy miejskiej oraz komendanta komisariatu I. Ostatni trzej mężczyźni przed sądem jednak nie odpowiadali, bo zarzuty niedopełnienia obowiązków wobec nich się przedawniły.

Cała sprawa dotyczyła sytuacji sprzed kilku lat, kiedy to policjanci nakładając karne mandaty kredytowe na sprawców wykroczeń, zmieniali wysokość wcześniej wypisanych kar grzywien na mandatach poprzez korygowanie i zamazywanie kwot oraz zapisów słownych.

Funkcjonariusz, który np. nałożył na kierowcę 300 zł mandatu za wykroczenie drogowe, ale po postawieniu przecinka za zerem zmienił wysokość mandatu na 30 zł, bo uległ prośbom ukaranego, usłyszał zarzut przekroczenia uprawnień i fałszowania dokumentu.

Policjanci twierdzili jednak, że nie było żadnych przepisów, które zabraniałyby im możliwości korekt mandatu przed wręczeniem go osobie ukaranej, a takie praktyki były tolerowane przez ich przełożonych.

- Przecież to była powszechna praktyka w całej Polsce, nasza komenda nie była wyjątkiem – dodaje L. Leśko.

Jeleniogórski Sąd Rejonowy ponownie rozpoznając sprawę grupy policjantów po uchyleniu jej przez Sąd Okręgowy – po apelacjach skazanych i prokuratury – uznał, że jedynym wyjściem jest umorzenie sprawy wobec znikomej szkodliwości społecznej czynów funkcjonariuszy.

- Ponownie rozpoznając sprawę sąd bardzo skrupulatnie zbadał materiał dowodowy i zastosował wszystkie wytyczne Sądu Okręgowego. Cieszę się z takiego orzeczenia, choć można było oszczędzić i kosztów procesu i stresów oskarżonym, bo takie rozwiązanie proponowałem w imieniu moich klientów zaraz po rozpoczęciu procesu – mówi mec. Andrzej Graunitz.

Pierwsze rozpoznanie sprawy w sądzie pierwszej instancji zakończyło się dla części policjantów z „drogówki” uznaniem ich winy i skazaniem „rażącego naruszenia swoich uprawnień, co było znacznie społecznie szkodliwe oraz fałszowanie dokumentów”.
Niektórym sąd zmienił kwalifikację prawną czynu uznając, że ich działanie prowadziło do przysporzenia korzyści majątkowej kierowcom, bo ci, zamiast np. zapłacić 200 zł mandatu zapłacili tylko 20 zł – po zmianie pierwotnie wystawionej kwoty na mniejszą przez policjanta.

Oskarżenie nie zgodziło się z wyrokami uniewinniającymi wobec części funkcjonariuszy i złożyło apelację. Działo się to w tym samym czasie, kiedy ta sama prokuratura, a w jednym przypadku nawet ten sam prokurator, umorzył postępowanie wobec 15 funkcjonariusz pionu prewencji z komend w Jeleniej Górze, Kamiennej Górze i Zgorzelcu, którzy stanęli pod identycznymi zarzutami.

Śledczy doszli do przekonania, że policjant, jako wystawca mandatu-dokumentu mógł przed jego uprawomocnieniem, a więc przed podpisaniem przez osobę ukaraną, dokonywać korekt. Takie działanie mieściło się w ich uprawnieniach służbowych.

- Wobec takich argumentów i swoich wcześniejszych decyzji o umorzeniu sprawy wobec kolegów z prewencji, prokurator, który nas oskarżał w mowie końcowej, która trwała 20 sekund nadal żądał uznania nas winnymi. Nie zdziwię się, jeśli wystąpi on przynajmniej o uzasadnienie wyroku – mówi Włodzimierz Maślak, kolejny z policjantów sekcji ruchu drogowego, który w środę usłyszał w sądzie, że nie jest przestępcą.

Po postawieniu zarzutów przez prokuraturę policjanci zostali zawieszeni w czynnościach. Był czas, że jeleniogórskiej „drogówki” praktycznie nie było. W czasie zawieszenia policjanci dostawali tylko połowę zasadniczej pensji. Po uprawomocnieniu się wyroków komenda będzie musiała im wypłacić zaległe pensje z dodatkami. Sami policjanci szacują, że może to być ogólna suma około 400 tysięcy złotych.

- Koledzy, którzy wcześniej wrócili do służby, bo zostali uniewinnieni nie dostali tzw. mundurówki, czyli ekwiwalentu pieniężnego za sort mundurowy. Odwołali się do sądu, a ten uznał, że za okres zawieszenia te pieniądze im się należą. Osobna sprawą pozostaje jeszcze kwestia naszych rozliczeń z fiskusem. Jeśli otrzymamy zaległe wynagrodzenia, to automatycznie „wskoczymy” w drugi próg podatkowy. A dlaczego mamy płacić większy podatek? Przecież to nie nasza wina – dodaje W. Maślak, szef sekcji terenowej Związku Zawodowego Policjantów w jeleniogórskiej komendzie.

Komentarze (4)

No i dobrze, prokurator miał kichę nie dowody, to tak sie skończyło.... no ale z fiskusem to już nie przelewki od podatku sie nie ucieknie...

Ciekawe kto przez całą dekaę kasował mandaty do kieszeni.

prokuratora o rozdwojonej osobowości: na studia-niech się Bidula douczy i obciążyć poniesionymi kosztami, niech zapłaci z własnej kieszeni i do okulisty -skoro dla wszystkich coś było białe a dla Niego -czarne - brawo Chłopaki i gratulacje za wytrwałość

Teraz Pan Komendant chyba stanie na wysokości zadania i postara się jakoś zrekompensować te wszystkie lata zawieszenia.