To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Powódź zabrała im wszystko, nawet święta.

Powódź zabrała im wszystko, nawet święta.

Lipcowa powódź zabrała im niemal wszystko. Na święta w nowym domu czekali pół roku, bo tyle właśnie zajął im generalny remont budynku. Nie udało. Dziś Wójcikiewiczowie z Karpnik są już pewnie w Niemczech. Nie myślą o świętach, a raczej o tym kiedy spłacą zaciągnięty po powodzi dług lub na co przeznaczą zarobione na obczyźnie pieniądze.

- Tym razem będziemy pracować w zupełnie innym charakterze, dużo lżejszym emocjonalnie. Pewnie w knajpie, gdzieś na zmywaku. To dla nas nawet lepiej, zwłaszcza po tym, co przeżyliśmy przez ostatnie miesiące – mówiła Janina Wójcikiewicz.

Święta miały być w domu, w nowym domu, do którego ponownie wprowadzili się dosłownie przed miesiącem.

- Dopiero przed tygodniem wróciłam z Niemiec, gdzie na co dzień opiekuję się starszymi, a właściwie umierającymi osobami. Często mam takie „szczęście”, że umierają mi rękach. Myślałam, że teraz już sobie odpocznę, aż do kolejnego wyjazdu – tłumaczyła pani Janina.

Ten jednak pojawił się dość szybko i nieoczekiwanie.

- Dostaliśmy telefon i niezręcznie było nam odmówić, ktoś nas polecił – wyjaśnia pani Janina.

- Do tego dług jaki zaciągnęliśmy u brata wciąż czeka na spłacenie. Wypłata odszkodowania i oszczędności całego naszego życia nie wystarczyły na generalny remont domu, zakup nowych mebli, podłóg, pieca itd. – dodaje Antoni Wójcikiewicz.

O świętach na nowym marzyli już w trakcie powodzi, kiedy stracili właściwie cały sprzęt kuchenny i nie tylko.

- Ta kuchenka jest praktycznie do wymiany, pływało w niej już chyba wszystko od mułu, aż po fekalia. Nie wyobrażam sobie świąt bez makowca upieczonego dla dzieci w domowej kuchni – mówił wówczas ze łzami w oczach pan Antoni.

Teraz jest już nowa kuchenka, ale święta daleko od bliskich.

- Podzieliliśmy się już z dziećmi opłatkiem i pożegnaliśmy – wspominała w ubiegłym tygodniu pani Janina.

Powódź ogołociła ich z tożsamości, historii, którą budowali przez lata.

- Zniszczone albumy ze zdjęciami, potężna biblioteczka, ponad 20 klaserów znaczków, dokumenty, to sprawia, że czujemy się tacy wyzuci z wspomnień, pamiątek, nijacy, jakbyśmy byli czyści po pięćdziesięciu latach życia… - mówiąc to zerka na ściany – mieliśmy tu mnóstwo fotografii, obrazów, szafki zapełnione encyklopediami i książkami po brzegi, teraz świecą pustkami – mówi pani Janina.

- To co udało się ocalić, to jedynie ta komoda i kiczowata figurka, prezent ślubny, do którego nigdy wcześniej nie przywiązywałem wagi. Teraz przypomina mi o życiu z przed powodzi. Z sentymentem na nią patrzę i wyjątkowo traktuję – mówi pan Antoni.

Powódź zabrała im dosłownie i w przenośni wszystko, nawet święta.