Zofia Barczyk Człowiekiem Roku 2011!

- Wolne media to coś, co nam najlepiej wychodzi. Dzisiejszy wieczór jest tego dowodem. Media skupiają wszystko co dynamiczne, rozwojowe – otworzył bal senator Józef Pinior, gość honorowy. Już w pierwszych minutach zabawy gratulował wszystkim kandydatom na „Człowieka Roku 2011” - Każdy z państwa zasłużył na ten tytuł – mówił z przekonaniem.

A jednak z tytułem „Człowieka Roku 2011” i kryształem górskim w ten wieczór z „Chaty za wsią” - gdzie miał miejsce finał dwudziestej pierwszej edycji konkursu - mógł wyjść tylko jeden nominowany. Nic dziwnego, że emocje towarzyszyły prezentacjom na scenie. Prowadzący bal, Krzysztof Langer z kabaretu PAKA, postawił kandydatom zadania – wyzwania.

Zofia Barczyk dostała dwie minuty na... zakontraktowanie do zgorzeleckiego szpitala Kazimierza Pichlaka, ordynatora jeleniogórskiej chirurgii.

Zofia Barczyk na finał konkursu „Człowieka Roku” przyjechała z 36-osobową grupą rodziny i fanów oraz... wydrukowaną dla uczestników balu receptą na zdrowie.

Dla Agnieszki Dojs, od 18 lat działającej w Jeleniej Górze w podstawowej opiece zdrowotnej, postawione przed nią zadanie okazało się banalnie proste: suszarką do włosów musiała przeprowadzić badanie USG ochotnika z sali. Lekarka nie straciła rezonu, kiedy na monitorze komputera uczestnicy balu mieli okazję obejrzeć bezpośrednią „transmisję z wnętrza” pacjenta. Widok... pływających rybek w akwarium przyjęła ze spokojem.

Prawdziwy test przyszło napisać na balu Lidii Łotockiej. Krzysztof Langer przygotował dla niej dyktando, którego wdzięcznym tematem był... kryzys w oświacie. Lidii Łotockiej nie zadrżała ręka, kiedy pisała ostatnie zdanie: „Uprzejmie donoszę, że sytuacja w oświacie jest zawiła”.

Krzysztof Wiśniewski, specjalista od rehabilitacji i rekreacji, obdarowany kulami do podparcia i „chodołazikiem”, miał zaprezentować, jak należy przechodzić na emeryturę w wieku 67 lat! Po pierwszym potknięciu wodzirej stopował: „krok po kroku, na emeryturę nie ma co się spieszyć”.

Jako ostatni z finałowej piątki próbie na balu został poddany Ireneusz Taraszkiewicz. Bez treningu, pod krawatem, przyszło mu żonglować jednocześnie rękami i głową, do dyspozycji mając dwie piłki do kosza i balon. „Huston, mamy problem” - zakrzyknął trener w pierwszym momencie, a później sprawnie przystąpił do działania.

Gwiazdą balu był Tadeusz Drozda: znany satyryk, komik i kompozytor. Jego zapewnienia, że jest „satyrykiem na emeryturze” , okazały się mocno naciągane. Ze swadą i profesjonalizmem skupił uwagę gości, co nie jest łatwym zadaniem na imprezie muzycznej.

- Doczekaliśmy się czasów tragicznych dla satyryka. W kraju jest dobrze – rozpoczął przekornie swój monolog.

Bal na pięciu kandydatów i 200 osób zakończył się nad ranem. Kulinarnym przebojem tego wieczoru był choćby rosół z kołdunami, gorące maliny z lodami i bezowy tort z wiśniami. Na parkiecie z piątki finalistów najdłużej bawiła się Zofia Barczyk i Agnieszka Dojs. Pomiędzy tradycyjnie panującą na parkiecie czernią, najśmielej przebłyskiwał kolor czerwony. A muzycznie bawił gości zespół PICASSO z Wrocławia, którego wokalistki co rusz zaskakiwały innymi kreacjami.