To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Zabrakło kroku, by ocalić życie

Zabrakło kroku, by ocalić życie

Po dwóch latach od tragicznego wypadku na ulicy Sudeckiej w Jeleniej Górze, w którym na miejscu zginęła potrącona przez samochód Halina G., sąd wydał dziś wyrok w stosunku do sprawcy zdarzenia – Dawida Sz. Dwudziestokilkuletni mężczyzna został skazany na pięć lat więzienia, a sąd dożywotnio odebrał mu prawo jazdy.

To był trudny proces, bo nie było ani jednego świadka śmiertelnego potrącenia kobiety. Oskarżony od początku nie przyznawał się do winy. Według oskarżenia, to on wieczorem 16 listopada 2013 roku prowadził srebrne BMW należące do jego matki i na ulicy Sudeckiej, na wysokości hotelu „Tango”, śmiertelnie potrącił przechodzącą przez jednię kobietę. Warunki drogowe były wtedy trudne, panowała gęsta mgła ograniczająca widoczność. Kierowca nawet nie zwolnił i odjechał z miejsca wypadku.
Kobieta poniosła śmierć na miejscu, a siła uderzenia głową o samochód była tak duża, że pękła jej czaszka, a mózg leżał na jezdni.
Z opinii Akademii Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego ze Szczecina wynika, że winę za spowodowanie wypadku ponosi kierowca BMW, bo jechał za szybko. Biegli oszacowali prędkość samochodu w chwili wypadku na co najmniej 70 km/h.

W ustnym uzasadnieniu wyroku sąd podkreślił, że przyjął kwalifikację prawną czynu kierowcy, jako nieumyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu, bo nie udało się jednoznacznie ustalić prędkości z jaką poruszał się sprawca w chwili zdarzenia. A skoro takiej wiedzy nie było, to ów brak nie mógł być rozpatrywany na niekorzyść oskarżonego.

- Ustalony zakres widoczności o tej porze dnia we mgle pozwolił przyjąć, że zakres prędkości bezpiecznej w danych warunkach wynosił od 14 do 50 kilometrów na godzinę. Zakładając, że oskarżony jechał z prędkością bezpieczną nie oznacza, że nie naruszył innych zasad ruchu, choćby obowiązku zachowania szczególnej ostrożności – argumentowała sędzia Beata Chojnacka-Kucharska.

Obrona sugerowała, że sama ofiara wypadku mogła przyczynić się do tragicznego skutku potrącenia jej przez samochód, bo przechodziła przez jezdnię poza przejściem dla pieszych. Ale sąd odrzucił tę argumentację przekonując, że do uderzenia kobiety przez auto doszło w sytuacji, gdy była ona niemal już po drugiej stronie ulicy.
- Brakło kroku, by ocalić życie – mówiła obrazowo sędzia B. Chojnacka-Kucharska.

Do dziś nie wiadomo, co się stało ze srebrnym BMW, którym Dawid Sz. kierował i potrącił śmiertelnie pieszą. Auto jakby rozpłynęło się w powietrzu, a oskarżony w śledztwie twierdził, że sprzedał je tego wieczoru, gdy doszło do zdarzenia.
Do transakcji miało dojść około godziny 19, a więc na 18 minut przed wypadkiem, na parkingu pod szpitalem. Auto, według wyjaśnień oskarżonego, zostało sprzedane za 3 tysiące złotych Aleksandrowi B. z Kowar. Okazało się jednak, że mężczyzna o tym nazwisku nie żyje od 2009 roku, więc nie mógł kupić samochodu.

W sprawie zniknięcia auta pojawił się jeszcze jeden ciekawy wątek. Otóż ubezpieczyciel pojazdu poinformował organy ścigania, że polisa ubezpieczeniowa była wystawiona na nazwisko Sebastiana Sz. na okres od sierpnia 2013 do lipca 2014 roku. Jednak 19 grudnia 2013 roku została rozwiązana z powodu zbycia pojazdu. Nowym właścicielem został Adam D., sąsiad małżonków Sz. Umowa kupna-sprzedaży BMW została więc spisana miesiąc po sprzedaży auta przez Dawida Sz. nieżyjącemu człowiekowi.

Nowy, rzekomy właściciel samochodu powiedział, że nigdy nie miał żadnego BMW i jest tą informacją zdziwiony. Mężczyzna pracował na czarno na skupie złomu prowadzonym przez Sebastiana Sz. W chwili przesłuchania wiedział, że Dawid siedzi w areszcie w związku z wypadkiem. Adam D. przyznał, że jest alkoholikiem i że w zamian za pieniądze mógł coś podpisać. Nie pamiętał jednak co, bo „był w cugu alkoholowym”. Sebastian Sz. przyznał, że umowa sprzedaży auta Adamowi D. była fikcyjna, bo potrzebna była do rozwiązania ubezpieczenia.

Dawid Sz. zgłosił się do prokuratury ze swoim obrońcą 9 dni po wypadku. Mówił, że dowiedział się o poszukiwaniu go przez policję, przeszukaniu posesji rodziców, a on nie wiedział z jakiego powodu. I chciał to wyjaśnić. Do prokuratury przyszedł z torbą i rzeczami osobistymi. To dlatego, bo „przyjechał z zagranicy”. Dodał, że „jest przekonany o swojej niewinności”. Nie zgodził się na wzięcie udziału w eksperymencie procesowym, ani na pobranie od niego próbek pisma ręcznego. Tego samego dnia został aresztowany.

O tym, że to Dawid Sz. spowodował śmiertelny wypadek opowiedziała śledczym Natalia R., konkubina mężczyzny, która ma z nim dziecko. W jej telefonie znaleziono sms-y o treści: „Ja chce być sam i tylko sam bez znajomych i rodziny. Dlatego chcę iść siedzieć. Nawet nie będę chciał żeby mnie nikt odwiedzał”. I jeszcze jeden: „10 minut kochanie, uciekam przed psami”.

Konkubina Dawida Sz., który wyznała, że kilka dni wcześniej rozstała się z ojcem swojego dziecka dodała, że pytała go o wypadek, ale miał odpowiedzieć, że „nie ma z tym nic wspólnego i że gdyby to on zrobił, to jeszcze by ją dobił”.

Trzy dni później Natalia R. ponownie składa zeznania. Twierdzi, że nie powiedziała wszystkiego, ale „nie może żyć z tą świadomością, że śni jej się to po nocach”. Dodała, że Dawid jej o wszystkim powiedział. Dawid miał jej powiedzieć, że o zdarzeniu wie dziesięć osób i jak ktoś się wysypie, to on pójdzie siedzieć. Gdy zapytała, co z autem, miał przyznać, że musi się go pozbyć. Młoda kobieta powiedziała, że rozstała się z partnerem, bo się go bała. „Uważam, że jest nieobliczalny, czuję przed nim strach, boję się, że może mi zrobić krzywdę, bo w kwietniu mnie pobił”.
Dodała, że na drugi dzień po jej przesłuchaniu Dawid przyjechał do niej i pytał co zeznała. Gdy powiedziała, że prawdę miała usłyszeć, że „jak chce tańczyć, to ona z nim zatańczy”.

Rodzina oskarżonego sugerowała, że Natalia R. pomawia byłego partnera. Jednak sąd nie uwierzył w taką wersję, bo nie znalazł żadnych powodów, dla których dziewczyna miałaby pomówić chłopaka. Sąd zaznaczył, że obserwował reakcje i zachowania świadka na sali rozpraw i konfrontacja jej zeznań z pozostałym materiałem dowodowym nie pozwoliła na przyjęcie wersji o pomówieniu.

Poza zarzutem śmiertelnego potrącenia pieszej, Dawidowi Sz. prokuratura postawiła także zarzuty kilkukrotnego złamania sądowego zakazu prowadzenia pojazdów, nieważenia policjantów w czasie kontroli drogowej oraz czynu chuligańskiego.

- Dla oskarżonego nie ma miejsca na drodze. Już nigdy nie powinien prowadzić auta – zaznaczyła sędzia B. Chojnacka-Kucharska argumentując dodatkowy środek karny w postaci dożywotniego zakazu prowadzenia pojazdów. - Gdyby oskarżony wyciągnął wnioski z wcześniejszych kar i nie usiadł za kierownicą samochodu, to nie byłoby tego wypadku, a jego samego dziś na ławie oskarżonych.

Wyrok nie jest prawomocny. Prokurator Grzegorz Chojnacki zapowiedział, że oskarżenie wystąpi o pisemne uzasadnienie wyroku. Brat zmarłej, Roman Sutuła po wyjściu z sali rozpraw powiedział, że wyrok przyjął z ulgą.

- Nareszcie się skończyło, to nie było dla nas łatwe. Trudno mówić o sprawiedliwości, ale chyba nie będziemy tego orzeczenia kwestionować. Bagaż jednak pozostanie, musimy z tym żyć. Współczujemy też rodzinie sprawcy, ale jego postępowanie, to nie była jednorazowa sytuacja. Musieli wiedzieć o jego występkach – dodał R. Sutuła.

Sędzia Beata Chojnacka-Kucharska

Komentarze (13)

Od początku widać, że próbował mataczyć i kombinować. 5 lat to chyba trochę za mało.

Aż się nie chce czytać tego steku kłamstw i bzdur!!! Morderca tego samego wieczoru chwalił sie kolegom i koleżankom na imprezie jak to mózg bryzgał po jego aucie! Ciśnie się pytanie - ile kosztowało tak łagodne potraktowanie tego zbója??? Czy prawnicy nie mają dzieci??? Morderca juz za chwilę będzie jeździł następnym autem!

Skoro wiesz o takich rzeczach, może zgłosisz się na policję i złożysz zeznania? Nie pójdziesz?

Kolejna porażka i kompromitacja sądu. Po prostu trudno uwierzyć w to co tu się czyta.

Jeszcze do więzienia powinien iść ojciec za to że na CZARNO przyjmuje pracowników i oszukuje skarb państwa. Co za szopkę przestawiają nasi Jeleniogórscy sędziowie, że oszusta wypuścili na wolność. Jeszcze jedna sprawa to to że łapówki i za pieniądze nie można przekupywać innych ludzi. O tym tez powinni co niektórzy wiedzieć. Co do BMW to tak w powietrzu się nie rozpłynęło, prędzej zostało pocięte na żyletki. Wniosek w tym wypadku jest jeden, kto ma pieniądze to może wszystko, mamy chore prawo w Polsce.

UWaga! tak hipotetycznie : Mam kilka skupów złomów w JG. Co mogę zrobić z autem, które jest dowodem w sprawie przeciwko mojemu synowi? :D .hmmmmmmmmmmmm zastanawiam sie i nic mi nie przychodzi do głowy :D Wam tez nie? :D

Amerykanie nie wychodząc z Pentagonu znaleźli by to BMW w tym dzikim kraju.
ciekawe ile papuga skasowała ?

Różne zbóje, papuga ta sama.AHAHAHAHAHAAH

Wyrok za niski...Gość nie powinien nigdy chodzić po naszych ulicach.

Smiech na sali tylko 5 lat kpina jakas ,ciekawe jak by to wygladało jak by zabil kogos z rodziny prokuratorskiej itp Cpun narkoman morderca
Auto juz dawno przetopione w hucie

Zwykły c.w.e.l

Tylko zobaczyłem kto broni i niski wyrok wyjasniony.Kto miał kiedykolwiek możliwość mimo,czy niemimowolnego zapoznania się ze sposobem działania jeleniogórskiej temidy,wie,o czym mówię.Generalnie drażni mnie Ziobro i cały ten dziwny rząd,ale w tym wypadku CBA i inne służby mają mozliwość wykazania się.No błyśnijcie orły,jesli wam się uda,macie mój głos za cztery lata.

Ja się nie zgadzam na utrzymywanie takiego zwierzaka z moich podatków w więzieniu !!!!!!!!! Niech zapieprza w kamieniołomach na kromkę suchego chleba.