To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Żona spadła z drabinki i...

Żona spadła z drabinki i...

Stanisław Strama z Kostrzycy uznał, że drabinka aluminiowa, którą kupił w pobliskim sklepie, jest źle zaprojektowana. Jego żona (64 lata) próbowała z niej skorzystać i spadła, łamiąc sobie nogę i doznając innych obrażeń. Emeryt chce udowodnić, że atest, który dopuszczony do obrotu sprzęt posiada, to lipa. Planuje podać producenta do sądu. 

- Żona wieszała firankę i kiedy schodziła, drabinka się złożyła, a ona sama upadła. Drabinka ma taśmy uniemożliwiające jej rozłożenie się, nie ma natomiast mechanizmu zabezpieczającego przed złożeniem. A przecież żona z drabinki korzystała w sposób prawidłowy, zwyczajny – opisuje krótko sytuację. Dodaje, że poszkodowana kolejny tydzień cierpi, a rodzinny budżet został uszczuplony o 600 zł, które pochłonęło dotąd leczenie. W pierwszym odruchu pan Stanisław chciał jedynie oddać niebezpieczny sprzęt (jego cena to 129 zł), ale okazało się, że minęło pięć dni od zakupu, a to warunek przyjęcia przez sklep towaru bez żadnych reklamacyjnych powodów. Nie udało się tego załatwić także w innym trybie, bo spółka handlowa, piórem swojego prawnika, odmówiła racji klientowi. Dalej mężczyzna poskarżył się na „niebezpieczny” sprzęt Państwowej Inspekcji Handlowej. Ta odpisała ostatecznie, że nie ma podstaw do uznania reklamacji, bo, jak ocenił ekspert, drabinka spełnia wszelkie wymogi, została dopuszczona do sprzedaży po wszelkich formalnych procedurach.

- Podkładki w drabince są plastikowe, śliskie, i nie ma wystającego u góry elementu do trzymania się – wytyka pan Stanisław wady produktu, które uświadomił mu dopiero wypadek żony. Klient nie przyjmuje argumentu, że sam wybrał taką kiepsko pomyślaną drabinkę. - A czy ja się na tym znam? Idę do sklepu, płacę i myślę, że ktoś nad tym czuwa, że sprzęt jest bezpieczny i nic złego przy normalnym użytkowaniu mi się nie stanie. To na co są ci eksperci? – odpowiada.

Wobec braku możliwości zwrotu towaru, nieuwzględnienia reklamacji z uwagi na wątpliwą konstrukcję drabinki, pan Stanisław będzie się domagał przed sądem odszkodowania od producenta („do sprzedawcy nic nie mam”). - Chcę 2 tys. zł, które potem przekażę na cele dobroczynne. Chcę udowodnić ekspertowi, który sprawdzał tę drabinkę i wystawił atest, że był nierzetelny. Chodzi mi o to, żeby więcej już nikomu się nic nie stało – mówi pan Stanisław.  

Komentarze (21)

mozna prosić o zdjęcie feralnej drabinki zamiast zdjecia pana Stanisława z Kostrzycy.

czlowieku, skarz skur***i na pare milionow

"Skaż" od "skazać". Tłukiem się urodziłeś, ale możesz to trochę poprawić - na naukę nie jest za późno.

Chyba, że "skarż", to faktycznie masz rację, ale brak polskich znaków diakrytycznych skazuje cię na komentarze takie jak mój powyższy.

wyluzuj, zylka ci peknie. wiem, czytanie ze zrozumieniem (szczegolnie bez polskich znakow) boli :-)

Nie używasz polskich znaków, dlatego wszystkim "robisz laske"

Historia Wielkiej Wagi ?

Ktoś ci każe czytać i marnować czas na takie historie?

No tak to jest jak jest się już emerytem i nie ma większych spraw na głowie..Pozostaje nadmiar czasu wolnego i zajmowanie się pierdołami.

To jest zajęcie emeryta. Nudzi się dziadkowi, to i wymyśla. Szkoda mi takich ludzi.

Moja teściowa właśnie zaczyna remont w mieszkaniu.Sama chce robić wszystko.Czy mógłbym prosić o adres sklepu gdzie można nabyć tę drabinkę.Z góry dziękuję.

nie lepiej odkupić od pana Stanisława z Kostrzycy

Już się nie podpisujesz "Anonimusasra"? Uwielbiam leszczy, którzy coś brzęczą o ortografii, gramatyce i słownictwie, nie mając pojęcia o podstawowych zasadach pisowni.

Lipa ,to po przesłuchaniu młodego Tuska stała się podstawowym określeniem.

Skarżyć należy sprzedawcę a nie producenta. Sprzedawca odpowiada za bezpieczeństwo produktu jak zdecydował się go sprzedawać. PIH dała ciała i to w podstawowej formie. Albo tam pracują same nieuki. To, że producent nalepił sobie certyfikat to nic nie znaczy. Liczy się funkcja i bezpieczna obsługa. Jakby to był wypadek przy wykonywaniu pracy zarobkowej to można by to zgłosić do PIP, gdzie są ludzie którzy kontrolują producenta. Ale PIH jak widać to stolikowe urzędniki bez chęci pracy. Najlepiej wynająć prawnika, bo sprawa nie jest łatwa i sąd nic nie pomoże jak mu się nie wyłoży kawy na ławę.

Dobrze,że pan Stanisław nie kupił młotka.

Należy zadać pytanie czy drabina faktycznie była użytkowana prawidłowo oraz jaka waga jest jego żony.

slusznie ma pretensje klient, bo towar okazal sie niebezpieczny - nikogo jednak nie zaskarzy bo koszty sadowe i prawnicze go przerosna, tyle jego ze napisali w nowinach

Co za maż - wysłał żonę do pracy na wysokości na sprzęcie, którego nie sprawdził - czyżby nie kochał już swojej żabki?

Sprzedaj mi ta drabinkę podaruje teściowej

No to teściowa mu tego nie zapomni...